Dzięki likwidacji monet o nominale 1 i 2
gr., których roczny koszt wyprodukowania wynosi ponad 40 milionów złotych,
Narodowy Bank Polski przewiduje 18-milionowe oszczędności. Ceny zostaną
zaokrąglone do kwoty 5 groszy. Czy jest to pierwszy krok w kierunku masowego
rozpowszechnienia się kart płatniczych?
Skąd inicjatywa wycofania monet jedno- i
dwugroszowych? Narodowy Bank Polski podaje, iż łączny koszt produkcji
przekracza ich nominał. Autor ustawy dotyczącej likwidacji monet o niskim
nominale, który twierdzi, że pomysł ten ma na celu uproszczenia obiegu
gotówkowego, zapewnia, że polscy obywatele nie poniosą strat finansowych. Projekty
wycofania z obiegu monet o niskich nominałach pojawiły się już w Kanadzie,
Czechach oraz Rosji. W krajach tych ceny pozostały takie same, dopiero podczas
sumowania zakupów kwota jest zaokrąglana ( w przypadku Czechów sumy z końcówka
0,49 KC zaokrągla się w dół, w górę natomiast od 0,50 KC ). Kwoty
zakupów w Polsce, podobnie jak w Czechach, zaokrąglane będą do kwoty 5 groszy.
Oznacza to, że po podliczeniu całkowitej sumy zakupów, kasjer zaokrąglałby sumę
do pełnych 5 groszy, czyli jeżeli rachunek wynosiłby 54,77 zł, klient płaciłby
54,75 zł. Przy kwocie 54,78 zł byłoby to 54, 80 zł, natomiast przy płatności
kartą, kasjer otrzymałby dokładnie tyle, ile jest na rachunku.
Handel nie
popiera jednak entuzjazmu Narodowego Banku Polskiego twierdząc, że obniżanie
kosztów swojej emisji jest przerzucaniem ich na rynek. Nie od dzisiaj wiadomo,
że końcówka 0,99 zł jest chwytem marketingowym, który ma przyciągać klienta.
Zasadniczo wychodzi on z założenia, że płaci niższą cenę, nie biorąc pod uwagę
tego, że jest to tylko jeden grosz mniej od pełnej kwoty, która teoretycznie
byłaby dla niego mniej atrakcyjna. Przykład? Kupując buty, które kosztują
199,99 zł, klient ma przeświadczenie, że płaci za nie 100 zł „z kawałkiem”,
natomiast, gdy cena, która wynosiłaby 200 zł, automatycznie wydaje się być
pozornie większa. Właściciele sklepów odbiegają jednak od idei zaokrąglania
ceny w końcowym rachunku, bowiem ciężko byłoby im udźwignąć koszty związane z
rozliczeniami kas, przy których każda transakcja musiałaby być dokładnie
analizowana. Polska Izba Handlu proponuje przedsiębiorcom zbilansowanie cen,
czyli zaokrąglenie ich części w górę,
części w dół, jednak dla handlowców jest to mało przekonująca perspektywa.
W związku
z licznymi sprzeciwami pojawił się pomysł, w którym mowa o zmianie stopu monet
jedno- i dwugroszowych na mniej kosztowny, jednak i ten nie uzyskał poparcia
wśród wielkich koncernów handlowych. Swoje poglądy argumentują koniecznością
zmian w zliczarkach samoobsługowych i automatach
z jedzeniem, co również wiązałoby się z dużymi kosztami.
Liczbę monet w Polsce szacuje się na 13 miliardów, z których aż 7 stanowią te o nominale 1 i 2
gr.
Wycofanie z
obiegu monet o nominale 1 i 2gr. ma również zalety, których handlowcy nie biorą
pod uwagę. Jest to brak kosztów ich sortowania oraz transportu.
Klienci
mają zróżnicowane zdania na temat nowego projektu. Przeciwnicy uważają, że jest
to sposób na zarobek kosztem społeczeństwa, które zmuszone będzie do kupowania
rzeczy o wyższych cenach, inni z kolei twierdzą, że jest to kolejna prowokacja,
która ma wywołać szum wokół władz państwowych. Zwolennicy „lekkich portfeli” sądzą
natomiast, że jest to wygodna alternatywa dla osób, które są w jakiś sposób
uprzedzone do płatności kartą, nie mówiąc już o notorycznym i irytującym
pytaniu „czy mogę być winna grosika?”.
Czy
można mówić zatem, że likwidacja jedno- i dwu groszówek to krok w kierunku
całkowitego zaniku gotówki i masowego rozpowszechnienia się kart płatniczych?
Płatność elektroniczna jest bez
wątpienia wygodą, wynalazki typu PayPass
, czyli technologia zbliżeniowa, ułatwiają płatności gotówką oraz zaoszczędzają
nasz czas. Do technologicznych nowinek dołączyła też ostatnio funkcja MyWallet,
czyli możliwość płatności przez smartfony. Niestety nie wszyscy są zwolennikami
elektronicznych postępów.
Tradycjonaliści, którzy wolą mieć banknoty w portfelu niż na koncie, uważają,
że istnieją miejsca, w których płatność kartą jest absurdem. No bo wyobraźmy
sobie starszą, sprzedającą na bazarze kwiaty panią z czytnikiem kart bankomatowych lub
stoisko z hot dogami na miejscowym festynie z możliwością zapłaty kartą
zbliżeniową. Zjawisko to wydaje się dość śmieszne i nierealne.
Likwidacja
monet o nominale 1 i 2 gr. ma swoje zalety i wady. Mimo sprzeciwu
społeczeństwa, które uważa, że jest to kolejny sposób na zaoszczędzenie
pieniędzy na najbiedniejszych, to projekt ten wydaje się być wygodną
alternatywą nie tylko dla samych klientów ale także dla całego społeczeństwa. O decyzji
dotyczącej wcielenia ustawy w życie dowiemy się niebawem.
Aleksandra Nowaczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz