sobota, 19 stycznia 2013

„Ja po prostu chcę być idealna” - spowiedź anorektyczki.


„Była odwrócona plecami, jednak widziałam jej bladą i kościstą twarz. Ubrana była w długą, czarną szatę z kapturem. W jednej chwili spojrzałam na ścianę, która zapełniona była napisami o treści: Jesteś tchórzem, Nigdy nie będziesz piękna, Gruba krowa. Sytuacja powtórzyła się kilka razy…”


Ola Nowaczyk: Jak wyglądały twoje początki z dietą? Dlaczego zdecydowałaś się na walkę ze zbędnymi kilogramami?
Ona: Wszystko zaczęło się w liceum, kiedy miałam 18 lat. Nigdy nie należałam do szkolnej elity. Żadna z moich klasowych koleżanek nie była już dziewicą, na przerwach rozmawiało się wyłącznie o licznych ekscesach seksualnych, no  i o wyprzedażach. Prawdę mówiąc, zawsze spoglądałam na to zjawisko z politowaniem, wychodząc z założenia, że w życiu nauka i sukcesy są najważniejsze. Od najmłodszych lat byłam „przy kości”, jednak waga nigdy nie miała dla mnie znaczenia,  ponieważ nie przeszkadzała mi w wygrywaniu ogólnopolskich olimpiad. Diametralna zmiana nastąpiła w trzeciej klasie liceum, kiedy zakochałam się w szkolnym bożyszczu nastolatek, otaczającym się wianuszkiem piszczących blondynek.. Wypatrywałam go na każdej przerwie, zawsze starałam się być w jego pobliżu, aż w końcu doszłam do wniosku, że ktoś, kto może mieć każdą dziewczynę w szkole, nigdy nie spojrzy na dziwaka takiego jak ja. Wcale nie planowałam diety, przypadkowo trafiłam na bloga dziewczyny, która dzięki głodówce zdobyła upragnionego mężczyznę. Pomyślałam wtedy: „Skoro jej się udało, to może i mnie się poszczęści?”. Nie wiedziałam, że to dopiero początek…

O.N: Co najbardziej zaintrygowało cię w śledzeniu blogów typu „pro-ana”?
O: Zaczęło się niewinnie. Regularnie czytałam wpisy dziewczyn, które dążyły do osiągnięcia idealnej wagi, z czasem zaczęłam stosować podawane przez nie jadłospisy. Któregoś dnia natrafiłam na stronę 15 letniej dziewczyny, która dzięki całkowitej głodówce schudła 15 kg w trzy tygodnie. Tytuł bloga brzmiał: „Co mnie żywi – niszczy mnie”.

O.N: Kiedy zauważyłaś pierwsze efekty swojej diety?
O: Po miesiącu na wadze widniało 7 kg mniej. Pierwszy raz w życiu odważyłam się ubrać spódniczkę. Czułam się niesamowicie seksowna, faceci gwizdali na mój widok. A ja chciałam więcej i więcej.

O.N: Co było punktem kulminacyjnym w twojej przygodzie z odchudzaniem?
O: Pewnego dnia w szkole podszedł do mnie mój „wymarzony chłopak”, pytając o zadanie z matematyki. Bez zastanowienia podałam mu zeszyt z rozwiązanym zadaniem domowym. Oddając go, zaproponował mi oglądanie filmu wieczorem u niego w domu. Przed spotkaniem byłam niesamowicie podekscytowana, dałam ponieść się marzeniom o idealnym związku, które niestety okazały się złudne. Wracając w nocy do domu byłam już kobietą, prawdziwą kobietą, która właśnie odbyła stosunek z najprzystojniejszym chłopakiem w całej szkole. Kładąc się spać, planowałam nasze kolejne spotkanie, które niestety nie doszło do skutku z powodu braku odpowiedzi na moje smsy czy wiadomości na facebooku. Po tygodniu płakania w poduszkę i niewychodzenia z domu doszłam do wniosku, że głównym problemem (no może poza brakiem umiejętności oralnych) był mój wygląd. Plułam sobie w brodę, zastanawiając się, jak ja mogłam w takim stanie pokazać się mężczyźnie bez ubrań? Obiecałam sobie, że nigdy nie pozwolę na kolejne upokorzenie. Właśnie wtedy założyłam własnego bloga.

O.N: Na czym polegała twoja działalność w środowisku „motylków”?
O: Przede wszystkim propagowałam motywujące hasła: „Jemy żeby żyć, nie żyjemy po to by jeść”, „Jedzenie czyni nas nieszczęśliwymi”, „Bycie chudym – bycie perfekcyjnym”. Przestałam spożywać podstawowe źródła wartości odżywczych jak pieczywo, owoce, nabiał. Moim jedynym posiłkiem było śniadanie – listek sałaty i plaster chudego twarogu. Głód zabijałam papierosami i wykańczającym wysiłkiem fizycznym. Po dwóch miesiącach, przy wzroście 176 cm, ważyłam 47 kilogramów.

O.N: Jak twoi najbliżsi zareagowali na tak szybki spadek wagi?
O: Wychowywała mnie tylko mama. Ojciec odszedł od nas, kiedy dowiedział się, że „zaciążyła”. Zawsze należała do zapracowanych osób, początkowo kompletnie nie zwracała uwagi na to jak wyglądam i jak funkcjonuję. Problemy zaczęły się po pierwszym telefonie ze szkoły, w którym wychowawczyni skarżyła się na moje nieobecności i oceny. Mama podsumowała mój wygląd „kolejnym przejawem buntu” i kazała brać się do pracy bo inaczej podejmie nieprzyjemne kroki ku zmianie metod wychowawczych, cokolwiek to znaczyło.

O.N: W jaki sposób w twoim przypadku dało się we znaki niedożywienie ?
O: Szczerze powiedziawszy, ciężko mi o tym mówić. Po dwóch miesiącach wyczerpujących treningów i spożywania maksymalnie 500 kalorii dziennie, zaczęłam mieć halucynacje. Wirowało mi w głowie, nie mogłam się skupić. Pewnego wieczoru nie wytrzymałam i o 22:30 zjadłam kawałek chrupkiego pieczywa. Kiedy wróciłam do pokoju „ona” siedziała na łóżku.

O.N: Kogo masz na myśli mówiąc „ona”?
O: Anoreksję. Była odwrócona plecami jednak widziałam jej bladą i kościstą twarz. Ubrana była w czarną, długą szatę z kapturem. W jednej chwili spojrzałam na ścianę, która zapełniona była napisami o treści: Jesteś tchórzem, Nigdy nie będziesz piękna, Gruba krowa. Sytuacja powtórzyła się kilka razy. Pewnego razu, w środku nocy, obudziłam się gdy stała nade mną. Zaczęłam krzyczeć i wzywać pomocy. To było ostatnie, co pamiętam. Obudziłam się w szpitalu. Nigdy nie powiedziałam im, co widziałam.

O.N: Jak zareagowałaś na pierwszą kurację? Czy przyrost wagi wpłynął na twoje samopoczucie?
O: Oczywiście, że wpłynął. Odchudzanie jest jak narkotyk. Wyobraź sobie kogoś, kto od kilku miesięcy uzależniony jest od heroiny i z dnia na dzień musi odstawić swoją ulubioną używkę. Anoreksja to nie tylko choroba, to styl życia. Nie można się jej całkowicie pozbyć. Ta choroba odznacza piętno w świadomości człowieka na całe życie. Jeżeli co dzień walczysz o zmniejszanie swojej wagi aż tu nagle jesteś zmuszona do jedzenia, na które nie możesz patrzyć… Nie wyobrażasz sobie towarzyszącej temu bezsilności. Wiele razy myślałam o samobójstwie, stwierdziłam, że moje życie jest bez sensu skoro nie mogę nad nim zapanować. Jestem świadoma swojej choroby, wiem też, że jest ona igraniem ze śmiercią.

O.N: Skoro jesteś świadoma swojej choroby, dlaczego po prostu nie powiesz sobie „dość” i nie zaczniesz funkcjonować normalnie?
O: Gdyby to było takie proste, jak ci się wydaje. To wszystko dzieje się nieświadomie... Wiesz jakie to wspaniałe uczucie, które ogarnia cię całą, gdy stajesz na wadze, a tam kilogram mniej, albo gdy kupujesz mniejszy rozmiar spodni? 

O.N: Wspomniałaś o śmierci. Nie boisz się, że pewnego dnia twój organizm nie wytrzyma katorg i odmówi posłuszeństwa?
O: Boję się. Każdego dnia patrząc w lustro widzę wrak człowieka, który nie potrafi zaakceptować swojego wyglądu i pogrąża się w rozpaczy. Widzę siebie na dnie, jednak jedyną drogą do szczęścia jest uzyskanie idealnych wymiarów. To jest moja miarka szczęścia, ciągła kontrola nad własną wagą. Kontrolując ją, mam poczucie władzy nad swoim życiem. Jeżeli umrę, osiągając wyznaczony sobie cel, będę spełniona. Ja po prostu chcę być idealna.

O.N: Dziękuję ci za rozmowę. Życzę ci wydostania się z tego mrocznego świata ideałów.


Aleksandra Nowaczyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz