czwartek, 13 grudnia 2012

Coraz bliżej święta...


Ciężarówka z Coca-Colą ruszyła. Na głośnikach Melanie Thornton. Trasa dobrze znana. Jak co roku zmierza do naszych telewizyjnych odbiorników. Mimo, że zima po raz kolejny zaskoczyła drogowców, ta pokonuje swoją drogę bezproblemowo. Może dlatego, że wyjechała wcześniej? Dużo wcześniej. Za wcześnie. Po co czekać do grudnia? W końcu coraz bliżej święta! Nie ma co się ociągać! Tym razem przywozi nam coś nowego - ogromną paczkę. Do niej przyczepiona kartka: Dla tych, którzy nie wierzą. Otwieramy. Oczom ukazuje się ogromny mikołaj. Ma nas przekonać, że razem możemy zrobić coś magicznego. Generalnie wszystko w porządku. Pomysł jest, przekaz jest, uśmiech na twarzy jest. No to gdzie jest problem? Szybkie wygooglowanie. Data publikacji - listopad. Mamy odpowiedź. Ale spokojnie. To jeszcze nie koniec. Powoli mikołaje zaczynają prześcigać się, który da więcej za mniej. Jak więcej za mniej? Jak to mikołaje? Przecież on jest jeden! Teraz drogie dzieci rozczaruje was. Niestety nie. Nie ma grubego pana z długą, białą brodą. Pana, który nosi czerwone ubranie i nocą zakrada się przez komin, by dać prezent. Obecnie jest tylko marketingowym wymysłem. Każda firma ma swojego poganiacza reniferów, a jak to w życiu bywa, nie ma nic za darmo.

Pozostając przy tej tematyce, śmiało można stwierdzić, że święta wiążą się z corocznymi tradycjami, ale nie tymi jak dwanaście potraw, sianko pod obruskiem czy wspólne odśpiewanie przybieżeli do Betlejem. Chodzi o tradycje, które narzucają nam media. Ciężarówka już w trasie. Ale to nie tylko reklamy są wyznacznikiem udanych świąt. Bożonarodzeniowe kino czas zacząć. Co nowego? Kevin sam w domu. Kiedy ja to oglądałem? Rok temu. O! Dwa, trzy, cztery lata temu też. Cóż za różnorodność! Jednak z tego co pamiętam, to emitowany był w Wigilię. A teraz w listopadzie? Falstart po raz kolejny. Świąt jeszcze nie było, a Kevin już tak. No nic. Pozostanie nam obejrzeć setny raz Szklaną pułapkę z wiecznie młodym Brucem Willisem. Dobra. Przeskoczmy na inny odbiornik - radio. Odpalam. A tu co? W głośnikach rozbrzmiewa Wham i ich kultowe Last Christmas. Osobiście lubię ten kawałek, ale ile można to puszczać. To staje się nudne. Nudne, aż kiczowate. To tak, jakby bez tego miało nie być świąt. Wyłączam.

Czas spojrzeć, jak sytuacja ma się za naszymi oknami. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to ulice. A co w nich takiego szczególnego? No jak to co?! Oświetlenie. Miliony lampek mieni się nad naszymi głowami. Teraz wiem, gdzie podziały się pieniądze podatników. Mniejsza. W końcu mamy poczuć magię zbliżających się świąt. Musi być na bogato. Jedyne co czuje to, zawroty głowy od tego oczopląsu. Dobra. Chodźmy dalej. Rynek miasta. A tu co? Na powitanie ogromna choinka. Wygląda przyzwoicie. Ubrana z pomysłem. Podoba mi się. Krok dalej i  ratusz. No tu już przesada. Wali kiczem na odległość. Kogoś poniosła wyobraźnia. Dalej lodowisko i chmara łyżwiarzy jak co roku. W zasadzie nigdy nie jeździłem. Może w tym roku spróbuję. Dobra. Uciekamy stąd. Zajrzyjmy do galerii. Żeby nie było za pięknie, tu też kolosalna choinka. Lampki w każdym sklepie. Do tego masa ludzi. Co oni tu robią? A no tak! Świąteczne zakupy czas zacząć. Trzeba kupić prezenty. Teraz będzie cyrk. Każdy się zastanawia, co wybrać. Przechodząc obok słychać: Trafimy z podarunkiem czy nie? A jeśli się nie spodoba? Ciekawe czy można oddać. Za drogie! Daj spokój, itd. Mam tego dość. Co roku to przechodzę. Wychodzimy.

Skoro wszystko ładnie, pięknie wystrojone. Choinka ubrana, prezenty zakupione, to przenieśmy się w przyszłość. Stop. Zatrzymajmy się na 24 grudnia. Wigilia. Od rana przygotowania. Gotowanie, pieczenie, pichcenie. Nie obędzie się bez kłótni. Wieczorem i tak przyjdzie czas pojednania przy wódce. Zapomnieliśmy o karpiu. Kilka rundek do sklepu. Czas mija. Wieczór. Przysłowiowe dwanaście potraw czeka już na stole. Wszystko przygotowane. Zjeżdża się cała rodzina. Pierwsza gwiazdka i siadamy przy stole. W końcu przyszedł czas. A na co? Na powtarzające się utarte schematy, nieszczere życzenia, łamanie opłatkiem a następnie suto zakrapianą kolację. Zapominamy o kolędach. To już mało istotne. Wypiliśmy trochę, to możemy podyskutować. Polityka! To będzie najlepszy temat. Chwilę później pokłóćmy się. Co z tego, że święta to czas pojednania. Papieros - trzeba ochłonąć. Zbliża się 23:30. Najwytrwalsi, tzn. najtrzeźwiejsi, ruszają na pasterkę. Trzeba się pokazać raz na rok. Niech widzą. Jasełka, kazanie, komunia. Tylko nie chuchać bo wstyd. Koniec. Czas do domu. Wracamy.

Cały czar świąt już prysł. Gdy było się małym, wszytko było takie fajne, takie wręcz magiczne. Wypatrywaliśmy pierwszej gwiazdki, czekaliśmy na rodzinę, którą widzimy raz w roku. Otrzymywaliśmy prezenty, tak długo wyczekiwane. Śpiewało się wspólnie kolędy, zasiadało do stołu, nie zdając sobie sprawy, że w ten cudowny dzień można zalać robaka. Patrząc z perspektywy osoby, która weszła w dorosłe życie nie jest tak pięknie. Dostrzegamy problemy. Cała magia dawno się skończyła. Wybór prezentu nie należy do najłatwiejszych, często występują nieporozumienia. Tak samo podczas świąt. Kłócimy się o bzdury. Nie potrafimy czasem wyciągnąć ręki na pojednanie, bo duma nam nie pozwala. Raz do roku mamy okazję spotkać ludzi, którzy są dla nas ważni. Pamiętajmy o tym. Cały okres przedświąteczny powinien potęgować zbliżające się Boże Narodzenie. Jednak rusza zdecydowanie za wcześnie. Nie pokazuje już tego, jak piękne mogą być święta. Staje się siłą marketingu. Ludzie! Obudźmy się! A i jeszcze jedno. Żeby już w listopadzie wieszać lampki, ubierać choinki i męczyć nas reklamami. Przesada. To nie są święta. To jest kicz.
                                                                                   
Łukasz Matusiak

środa, 12 grudnia 2012

Kierowca z czarnego audi


Noc- nie wiem dlaczego, ale zawsze lubiłem jeździć samochodem w nocy. Drogi śliskie, coś posypane, ale pod spodem i tak czysty lód. Sypie świeży śnieg. Temperatura? Jak na zimę przystało: -7 stopni. -Najgorzej więc nie jest- pomyślałem. Nowiuteńkie „zimówki”, prędkość dostosowana do warunków panujących na drodze – 90km/h, wystarczy. Nie spieszy mi się nigdzie, chociaż do celu daleko. Moi towarzysze podróży śpią, taki zwyczaj. „Złote Przeboje” na 35% głośności, RedBull w „kapholderze” i sen niegroźny po kilkugodzinnym kimaniu w ciągu dnia. Droga krajowa numer 1, na której aktualnie się znajduje, nie jest jakoś specjalnie ruchliwa w nocy. Raz na jakiś czas mijam samochód z naprzeciwka. Od czasu do czasu spotykam też kierowcę, dla którego jadę za wolno. -Wariat- mówię pod nosem. Trzydzieści kilometrów dalej znak, stacja za pięć kilometrów, krótkie spojrzenie na poziom paliwa i decyzja o zatrzymaniu się. Tankuję, płacę, staje na parkingu przy stacji. Prostuję kości, piję kawę zakupioną chwilę wcześniej i odpalam papierosa. Dziesięć metrów ode mnie stoi czarny samochód, na oko bardzo szybki i nieziemsko drogi. Przy samochodzie stoi dwóch mężczyzn. Kłócą się, bardzo. Po chwili jeden z nich wsiada i odjeżdża- równie szybko jak podejrzewałem. Trzy zdania z pozostawionym facetem dały mi do zrozumienia, że nie mogę go zostawić na tym mrozie.


Marek, tak miał na imię mój nowy współpasażer. Nie był śpiący, więc zajął miejsce na przednim fotelu pasażera. Jechał podobnie jak my, do Krakowa. Jego brat (kierowca superszybkiego samochodu, który odjechał bez Marka) wkurzył się, że Marek chciał prowadzić. Dlaczego? Krzysiek (brat Marka) był pod wpływem narkotyków. Na postoju spalił jointa. Marek powiedział, że nie pojedzie z nim, po czym brat wsiadł i odjechał. Byliśmy przed Częstochową, kręta droga, potwornie śliska, na dodatek piaskarki nie nadążały sypać świeżo spadającego śniegu, przez co nawierzchnia bardziej przypominała wyjeżdżone lodowisko niż drogę dla samochodów. Wielokrotnie z kolegami śmialiśmy się, że łyżwy, które trzymaliśmy w torbach hokejowych w bagażniku, zapewniłyby nam większe bezpieczeństwo niż samochód, którym się poruszamy. Zwolniłem, do sześćdziesiątki. Szybciej jechać po prostu się nie dało. Wjeżdżając do Częstochowy postanowiliśmy zatrzymać się na śniadanie. Konsumpcja fast-foodowych hamburgerów zajęła nam 10 minut, spaliliśmy po papierosie i wsiedliśmy do samochodu. Odpaliłem silnik, w lusterku zobaczyłem znajomy samochód. To był Krzysiek, brat Marka. Mój świeżo upieczony kolega wysiadł na konfrontację z bratem. Ten nie chciał za długo z nim rozmawiać, rzucił tylko krótkie, ale jednoznaczne, ostrzegawcze - powodzenia. 



Wróciliśmy na trasę, warunki się polepszyły. Przestał padać śnieg. Temperatura na Śląsku nie rozpieszczała jednak zanadto. -9 stopni o 11 rano to nie jest temperatura marzeń. Droga z Częstochowy do Sosnowca jest wzorowa, jak nie w Polsce. Dwa pasy w każdą stronę, szerokie pobocze i znikomy ruch. Dalej jednak cholernie ślisko. Kamil i Bartek (moi początkowi współpasażerowie, najlepsi przyjaciele) na tylnej kanapie zrobili sobie kasyno, nawzajem przekrzykując się, który ma lepsze karty. Ich humor zaczął dopisywać także i mi, chociaż w głowie miałem ciągle „Powodzenia”, rzucone na odchodne przez Krzyśka. Co to mogło znaczyć? – moja ciekawość nie dawała za wygraną. W wewnętrznym lusterku zobaczyłem czarne audi, znajome. Krzysiek gnał chyba tyle, ile fabryka dała. Momentalnie nas wyprzedził. -Idiota! - wypaliłem głośno. Marek zamarł z przerażenia. Jego brat tuż po wyprzedzeniu nas zaczął hamować. Zatrzymał się. Zwolniłem i bardzo, bardzo powoli przejechałem obok jego samochodu, spoglądając prosto w oczy kierowcy, najgłębiej jak tylko dało się przez oddzielające nas szyby. Zobaczyłem spojrzenie, o którym wiedziałem, że pozostanie w moich wspomnieniach do końca życia. Tyle złości i zdenerwowania, które ukazywały oczy Krzyśka nie widziałem w żadnych oczach, nigdy wcześniej. 



Pojechaliśmy dalej, warunki lepsze to i prędkość trochę wyższa. Setka, uznałem że tak będzie najrozsądniej. Rozmawiamy, ale już bez przesadnej radości w głosie, każdy z nas widział co zrobił chwile wcześniej Krzysiek. Po przejechaniu kilku kilometrów znów w lusterku zobaczyłem czarne audi. Jechało za nami, na prawym pasie. Zbliżało się z ogromną prędkością. Nie miałem wyjścia, trzeba było uciekać na lewą stronę drogi. Kierunek, lusterko i zmiana pasa, Krzysiek nie miał zamiaru wcale nam odpuścić. Przez moją głowę w ciągu sekundy przepłynęło tysiące scenariuszy, jak się zachować. Zwolniłem. On też. Przejechałem, on zaczekał. Odjechaliśmy może 500 metrów. Ruszył, rozpędził się. Tym razem nie miałem już gdzie uciekać. Wiedziałem co się stanie, wiedziałem że Krzysiek zatrzyma się dopiero na naszym samochodzie. Zacząłem więc hamować, żeby maksymalnie zminimalizować siłę uderzenia. Strach w oczach moich współpasażerów, strach panujący w mojej głowie i nagle huk, potężny huk nieporównywalny do żadnego, które słyszałem w swoim dotychczasowym życiu.



Siła uderzenia zepchnęła nas do rowu, tyle pamiętam…





Obudziłem się w katowickim szpitalu, jak się później okazało – tydzień po zdarzeniu. Moi rodzice byli przy mnie. Płakali, strasznie płakali. To były łzy szczęścia. Wszystko mnie bolało. Czułem każdą kość i każdy mięsień w swoim ciele. Pierwsze słowo, które wypowiedziałem:   "przepraszam", zapamiętam do końca życia. Moi rodzice tylko się zaśmiali odpowiadając, że nie mam za co. Obchód, stan zdrowia – cytując popularne ostatnio stwierdzenie „ch*jowo, ale stabilnie”. Złamane trzy żebra, silny wstrząs mózgu, złamana ręka, zerwane więzadła w kolanie, dziesiątki siniaków na całym ciele. -Masakra - pomyślałem. Nie zdążyłem nacieszyć się obecnością wśród żywych, jak odwiedzili mnie panowie z komendy policji…



Przedstawili się, wyjęli blachy i zapytali, czy mogą porozmawiać. -Oczywiście - odpowiedziałem. Jeden z nich powiedział mi, że w wypadku straciłem dwójkę najlepszych przyjaciół. Obaj zmarli na miejscu. Nie mieli podobno żadnych szans, z ich słów wynikało, że ja również powinienem zginąć. W tym wypadku nie miał prawa przeżyć nikt. Z samochodu nie zostało nic, zupełnie. Roztrzaskał się w strzępy na drzewie. Kamil, Bartek i Marek zostali w środku. Ja wypadłem przez przednią szybę. Jak to się stało?!- zapytałem policjantów z przerażeniem. Okazało się, że zawiódł system pasów bezpieczeństwa, które w momencie uderzenia pękły. Efekt? Złamane żebra i lot przez szybę. Przeżył jeszcze Krzysiek. Nie dość, że był pod wpływem marihuany to jeszcze miał prawie promil alkoholu w wydychanym powietrzu.


Ludzka głupota, zawiść, nieodpowiedzialność odebrały mi dwójkę najlepszych przyjaciół!    
A winowajcy brata, jak się okazało, jedyną osobę, która pozostała mu na świecie. Rodzice Krzyśka i Marka zginęli miesiąc wcześniej w wypadku. Bardzo podobnym wypadku. Naćpany i pijany kierowca zajechał drogę ojcu chłopaków. W samochodzie jechała jeszcze matka i… Marek. Krzysiek za całą sprawę obwiniał właśnie Marka. Twierdził, że to była jego wina,
że mógł coś zrobić. Na własnym przykładzie mogę teraz powiedzieć, że nie mógł. 


Krzysztof R., trzy miesiące później został skazany na dożywotnią karę pozbawienia wolności za potrójne zabójstwo. Prokuratura na podstawie zeznań moich i świadków zakwalifikowała zdarzenie jako zabójstwo, ku mojej uciesze. 



Od wypadku minęły 3 lata, do tej pory nie potrafię wsiąść za kierownicę samochodu. Za każdym razem wsiadając, w lusterku, nawet na parkingu, widzę zbliżające się z wielką prędkością czarne audi i słyszę huk. Niewyobrażalnie głośny huk.

                      
                                                                                                                 
Mateusz Barański

piątek, 7 grudnia 2012

Hokej: lód, łyżwy, krążek i kij - Foto artykuł


Początki gry 
są udokumentowane w Ameryce Północnej. Za kolebkę hokeja jest uznawana Kanada. Gra została wymyślona w 1855 roku w Ontario przez stacjonujących tam angielskich żołnierzy, którzy nudzili się podczas długich zim, uniemożliwiających uprawianie innych sportów zespołowych. 3 marca 1875 roku w kanadyjskim Montrealu odbył się w pierwszy mecz hokeja na lodzie w hali Victoria Skating Rink. Spotkanie rozegrano pomiędzy dwoma drużynami składającymi się z dziewięciu zawodników. Kapitanem jednej z drużyn był James Creighton - organizator meczu. Zawodnicy grali drewnianym krążkiem, używając przy tym łyżew i kijów. Mecz trwał 60 minut.

W 1877 kilku studentów Uniwersytetu McGill usystematyzowało zasady gry w oparciu o hokej na trawie. Dzięki popularyzacji gry w 1883 włączono hokej do programu zimowego karnawału w Montrealu. Był to pierwszy turniej hokejowy w Kanadzie. Dwa lata później powstała pierwsza amatorska liga hokejowa w Kingston. W 1893 Gubernator generalny Kanady Lord Stanley ufundował puchar nazywany The Dominion Hockey Challenge Cup. Obecnie trofeum to znane jest pod nazwą Pucharu Stanleya i jest przyznawane zwycięzcy rozgrywek National Hockey League. W 1896 roku założoną pierwszą ligę hokejową w USA. Twór ten został nazwany The U. S. Amateur Hockey League, a swoją siedzibę miał w Nowym Jorku.


National Hockey League (NHL) 
zawodowa organizacja zrzeszająca 30 drużyn hokejowych z Ameryki Północnej. Drużyny należące do NHL każdego sezonu walczą o Puchar Stanleya. Cechuje ją wysoki poziom gry oraz wysokie zarobki graczy. Liga ta została założona w 1917 roku w Montrealu w Kanadzie. Obecnie w NHL większość stanowią zespoły ze Stanów Zjednoczonych, a ponad połowa graczy pochodzi z Kanady. Składa się z dwóch konferencji oraz sześciu dywizji. Od kilku lat jedynym Polakiem występującym w NHL jest Wojtek Wolski, Kanadyjczyk polskiego pochodzenia.

W sezonie zasadniczym każdy zespół rozgrywa 82 mecze (41 u siebie oraz 41 na wyjeździe). Wśród nich 24 to mecze z zespołami z własnej Dywizji, 40 meczów z drużynami spoza swojej Dywizji, ale z tej samej Konferencji oraz 18 spoza Konferencji. Do fazy play off awansuje 8 najlepszych zespołów z każdej Konferencji. Następnie rozgrywane są ćwierćfinały Konferencji. Zmagania te odbywają się w ośmiu parach (po cztery w każdej Konferencji). Pary ustala się na podstawie miejsca zajętego przez zespół w Konferencji (1. zespół gra z 8., 2. z 7., 3. z 6., 4. z 5.). W play off zwycięża ten zespół, który wygra cztery mecze z przeciwnikiem (tzw. system best of seven – pol. najlepszy w siedmiu meczach). Zwycięzca z każdej pary awansuje do półfinałów Konferencji. Zwycięzcy półfinałów awansują do finałów Konferencji. A zwycięzcy finałów Konferencji Wschodniej i Zachodniej walczą o Puchar Stanleya.


Puchar Stanleya 
 puchar będący przechodnim trofeum w NHL. Ufundowany został w 1893 r. przez lorda Stanleya. Do tej pory najczęściej zdobywała go drużyna Canadiens de Montréal. Ostatnim zwycięzcą w roku 2012 została drużyna Los Angeles Kings, która w finale pokonała New Jersey Devils 4-2.
Zdobywca pucharu nie otrzymuje go na stałe. Oryginał jest przechowywany w Sali Sławy Hokeja w Toronto. Nazwa zwycięskiego klubu i nazwiska zawodników są wygrawerowane na duplikacie, który również znajduje się w Sali Sławy, ale jest z niej usuwany podczas finałowych rozgrywek Pucharu.


Montreal Canadiens 
kanadyjski klub hokejowy z siedzibą w Montrealu.
Canadiens zdobyli więcej razy Puchar Stanleya niż wszystkie inne drużyny NHL. Udało im się to osiągnąć 24 razy (pierwszy tytuł zdobyty w 1916 zdobyli jeszcze zanim powstała liga NHL). Montreal rozgrywa mecze u siebie w hali Bell Centre, która do 2003 nosiła nazwę Molson Centre. Puchar zdobyty w 1993 był ostatnim zwycięstwem w lidze NHL odniesionym przez drużynę kanadyjską.
W sezonie 2002/2003 w klubie występował Polak Mariusz Czerkawski. 


W 43 meczach zdobył 14 pkt (5 goli i 9 asyst).


Centre Bell 
znana też jako Centre Molson to hala sportowo kulturowa znajdująca się w Montrealu w Kanadzie.
Obecnie na Centre Bell swoje mecze rozgrywa drużyna Montreal Canadiens.
Hala została oddana do użytku 16 marca 1996 roku a koszt jej wybudowania wyniósł 260 milionów $.
Biorąc pod uwagę wszystkie hale drużyn NHL, Centre Bell może pomieścić największą ilość kibiców tj. 21 273 osób. 
Obok hali znajduje się pomnik byłego hokeisty Montreal Canadiens, Maurice'a Richarda.


Podstawowe elementy
 potrzebne do grania w hokej to, oczywiście, lód, po którym się poruszamy. Dodatkowo każdy z zawodników wyposażony jest w kij, łyżwy oraz odpowiednie ochraniacze zapobiegające kontuzjom. Do gry służy krążek wykonany z twardego kauczuku, który zawodnicy trącając kijami starają się wbić do bramki przeciwnika. Jest to sport o szybkim tempie gry z użyciem gry fizycznej (ciałem).
W składzie każdego zespołu na lodzie przebywa bramkarz i pięciu graczy w polu: dwóch obrońców i trzech napastników: lewoskrzydłowy, środkowy i prawoskrzydłowy. Kadra meczowa drużyny hokejowej jest liczniejsza, składa się z 22 zawodników - 20 zawodników przewidzianych do gry w polu oraz dwóch bramkarzy. Dzięki temu zespoły w trakcie gry swobodnie dokonują regularnych zmian tzw. "piątek".


Wszystkie chwyty dozwolone
Od początku hokej na lodzie był sportem kontaktowym, w którym ataki ciałem są dozwolone, skutkiem czego jest powszechne zjawisko kontuzji. Specjalne wyposażenie ochronne jest wysoce zalecane. Na ogół obejmuje kask, ochraniacze na ramiona, łokcie oraz zęby, rękawice, specjalne spodnie. Dla bramkarzy przeznaczone są specjalne maski oraz ochraniacze na nogi. Zawodnicy, którzy nie przekroczyli wieku 18 lat muszą mieć dodatkowo specjalną ochronę na twarzy w formie kratownicy.


Plac gry 
stanowi otoczone bandami lodowisko podzielone na trzy, wyznaczone niebieskimi liniami części, zwane tercjami. Dodatkowo, linia czerwona przebiegająca przez środek lodowiska i dzieląca je na pół, zwana jest neutralną. Ponadto do obszaru boiska włącza się ławkę rezerwowych (zlokalizowaną wzdłuż jednej długości lodowiska za bandami) oraz ławkę kar (umiejscowioną naprzeciw, wzdłuż drugiej długości lodowiska).
Czas meczu hokejowego trwa 60 minut (czas jest i podzielony jest na trzy części, tzw. tercje po 20 minut. Czas liczony jest według tzw. czystej gry, tzn. jest zatrzymywany, gdy wystąpi przerwa w grze zarządzona przez sędziego.


Fight!
Hokej to jedyna gra drużynowa w której dozwolone są bójki. Dodają one smaczku i podobają się zebranej publiczności. Czasem bójka wszczęta i wygrana przez zawodnika przegrywającej drużyny, dodaje jej skrzydeł, przechylając szale zwycięstwa na swoją stronę. 
W historii miałby miejsce bójki całych zespołów, nie tylko pojedynczych zawodników, łącznie z bramkarzami. 


Kara za bójkę w NHL wynosi obligatoryjnie 5 minut, dla tego zawodnika, który rozpoczął bójkę, lub kara mniejsza 2 minut dla tego, który brał udział w bójce.


Magiczny rytuał
Każda z drużyn, przed rozpoczęciem meczu, ustawia się dookoła swojej bramki, wysłuchując tego, co kapitan ma im do przekazania, m.in. ostatnich poprawek taktycznych, słów zachęty, bądź przekazuje to, co usłyszał od sędziego. Na dopełnienie tego rytuału cała drużyny wykrzykuje swój okrzyk i rozpoczynają grę.



Od małego na lodzie
Przygodę z hokejem zaczynają już dzieci w wieku przed przedszkolnym, na odpowiednich treningach dla maluchów. Dla tych dzieciaków, którym spodoba się ta dyscyplina, przygotowane są specjalne szkoły sportowe, szkolące przyszłych wielkich sportowców


Nie tylko pod dachem
W hokej gra się nie tylko w wielkich halach sportowych, ale wszędzie tam, gdzie jest kawałek lodu na którym można pojeździć. W trakcie zimy bardzo oblegane są wszelkie stawy i jeziora, na których grać mogą wszyscy zupełnie za darmo. Hokejowi amatorzy w trakcie zimy, spędzają na takich lodowiskach większość swojego dnia, szlifując swe umiejętności oraz rozgrywając między sobą mecze.


Hokej bez lodu
Ostatnimi czasy, w hokej zaczęto grać również i w lato. Łyżwy zamieniono na rolki, lodowisko na betonowe boisko, a krążek gumowy na plastikowy. Reszta sprzętu, jak i zasady, nie różnią się zupełnie od tych, które są w tradycyjnym hokeju. Na świecie organizuje się coraz więcej  turniejów dla amatorów w tej właśnie dyscyplinie, która pozwala nam przeżyć okres letni z ukochanym sportem.


Patryk Rosiński

Liga Mistrzów po I rundzie!


Chyba nikt nie spodziewał się tak wyrównanej fazy grupowej Champions League w sezonie 2012/2013. Jesień na europejskim podwórku pokazała, że każdy jest w stanie wygrać z każdym. Manchester United, Real Madryd, FC Barcelona ­- nawet te trzy kluby, uznawane za największe z największych w europejskiej piłce, musiały przełykać gorycz porażki. Do największych sensacji tej rundy należy pożegnanie się z LM obrońcy trofeum, klubu Chelsea Londyn oraz zakończenie w ogóle europejskiej przygody przez Manchester City. Aktualni mistrzowie Anglii swoją grupę zakończyli na ostatniej pozycji. 



Grupa A

W grupie A naprzeciw siebie stanęły drużyny, wśród których nie trudno było upatrzyć faworytów do awansu. FC Porto i napędzany „rosyjską ropą” Paris Saint Germaint, z tej grupy wręcz musiały awansować. Tak też się stało- PSG jedyne punkty straciło właśnie w pojedynku z portugalskim zespołem. W Porto Francuzi ulegli nieznacznie, 1:0 po trafieniu Jamesa Rodrigueza. Piłkarzom Porto, poza porażką wyjazdową z PSG, przytrafiła się jeszcze bezbramkowa wpadka w Kijowie z miejscowym Dynamem. Nie miało to jednak większego wpływu na sytuację tej grupy. PSG z piętnastoma punktami zajęło pierwsze miejsce w grupie, ze stratą 2 punktów z drugiego miejsca wyszło Porto. Na wiosnę w Lidze Europy wystąpi Dynamo Kijów, które zdystansowało Dinamo Zagrzeb. Mistrzowie Chorwacji w sześciu spotkaniach zgromadzili zaledwie jeden punkt oraz zdobyli tylko jedną bramkę. W Zagrzebiu, w 4 minucie doliczonego czasu gry, z rzutu karnego, bramkarza Dynama Kijów pokonał Ivan Krstanović. Najskuteczniejszym piłkarzem grupy A został Ezequiel Lavezzi, który po letniej przeprowadzce z Neapolu, przypomniał sobie jak się strzela bramki. Trzy trafienia pozwoliły mu zdystansować gwiazdora reprezentacji Szwecji, Zlatana Ibrahimovica oraz Jacksona Martineza, którzy zanotowali po dwa trafienia na swoim koncie.

Grupa B

Grupa B, podobnie jak grupa A, tuż po losowaniu miała swoich faworytów. Zdecydowanie byli nimi Schalke 04 Gelsenkirchen oraz Arsenal Londyn. Oba zespoły jednak napsuły sporo nerwów swoim sympatykom. Piłkarze z Niemiec znaleźli niewygodnego dla siebie przeciwnika. Francuskie Montpellier okazało się przeszkodą nie do przejścia, w obu spotkaniach padał remis. Na własnym stadionie Schalke zgotowało swoim kibicom prawdziwy horror: szybko stracona bramka, później dwie odpowiedzi, słupek Klass-Jana Huntelaara i wyrównująca bramka francuzów w doliczonym czasie gry, zadecydowały o podziale punktów. Warto nadmienić, że Montpellier w całym spotkaniu oddało dwa celne strzały i… strzeliło dwie bramki. W ostatniej kolejce, we Francji padł remis 1:1, przed tym spotkaniem było już wiadomo jednak wszystko - Schalke miało pewny awans do 1/8, a Francuzi żegnali się z europejskimi pucharami w tym sezonie. Podopieczni Arsene’a Wengera punkty rozdali właśnie Schalke, przegrywając u siebie 0:2 oraz remisując 2:2 w Niemczech. Na dodatek, w ostatniej kolejce w Pireusie musieli uznać wyższość gospodarzy przegrywając 2:1. W grupie B, z czteroma trafieniami najskuteczniejszy okazał się Klass-Jan Huntellar, gwiazdor reprezentacji Holandii - o jedno trafienie wyprzedził Niemca, Lukasa Podolskiego.

Grupa C

Malaga - ten hiszpański zespół z całą pewnością zasługuje na miano największej sensacji tej edycji Champions League. Zespół z Andaluzji, strzelił pstryczka w nos faworytom grupy,  AC Milanowi i Zenitowi St. Petersburg, wygrywając grupę C. Rosjanie i Włosi walczyli o drugie miejsce w grupie, o którym jak się okazało zdecydowało najprawdopodobniej samobójcze trafienie Tomasa Hubocana. Piłkarz Zenitu w pierwszym pojedynku z Milanem sprezentował Włochom trzy punkty Sankt Petersburgu. Najskuteczniejszym strzelcem grupy C został piłkarz Malagi, Eliseu który na swoim koncie zgromadził 3 trafienia. 

Grupa D

Najbardziej wyczekiwana grupa przez wszystkich kibiców w Europie. Przedsezonowe losowanie w jednej grupie umieściło czterech mistrzów! Mistrz Hiszpanii – Real Madryt, Mistrz Holandii – Ajax Amsterdam, Mistrz Niemiec – Borussia Dortmund oraz Mistrz Anglii – Manchester City. Te cztery zespoły gwarantowały emocje na najwyższym europejskim poziomie. Mistrzowie mistrzami, ale bukmacherzy wiedzieli swoje. Największe szanse na awans dostawali oczywiście „Królewscy” z Madrytu i „The Citizens”, kolejny klub rosyjskich multimiliarderów. Jakże wielkie rozczarowanie musiało być tych ostatnich, kiedy po ostatniej kolejce okazało się, że na wiosnę będą mogli skupić się tylko na brytyjskim podwórku. Największym zaskoczeniem była postawa mistrzów Niemiec- podopieczni Jurgena Kloppa, którzy w zeszłym sezonie przygodę w LM zakończyli już na fazie grupowej, przez rok zdecydowanie dojrzali. O sile piłkarzy z Signal Iduna Park, decydowali m.in. trzej Polacy, Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski oraz Łukasz Piszczek, którego ciągle na celowniku ma Real Madryt. Borussia z czternastoma punktami na koncie wygrała grupę. Za największy sukces z pewnością należy uznać 4 punkty zdobyte w spotkaniach z Realem, wygraną u siebie 2:1 i remis 2:2 w Madrycie - to pozwoliło wygrać grupę. „Galaktyczni” z Madrytu musieli obejść się smakiem i w 1/8 finału, czekać ich będzie cięższy przeciwnik. Na wiosnę w Lidze Europy zagra mistrz Holandii, Ajax Amsterdam. Najskuteczniejszy w grupie D okazał się Cristiano Ronaldo, strzelec sześciu bramek o dwa trafienia wyprzedził Roberta Lewandowskiego.

Grupa E

Grupa obrońcy tytułu. Chelsea była faworytem grupy, niepodważalnym. Na papierze o drugie miejsce bić się miał Juventus Turyn z Szachtarem Donieck. Jak się okazało, Juve grupę wygrało. Szachtar zajął miejsce drugie, a Chelsea musi się obejść smakiem i szukać szans w Lidze Europy. Na dodatek, petro-miliony Romana Abramowicza przestały wpływać na konto Roberto Di Matteo, który po porażce 0:3 w Turynie stracił swoją posadę. Fotel szkoleniowca objął doświadczony Rafael Benitez, jednak patrząc z perspektywy gry Anglików, trochę za późno. Rozbicie 6:1 Nordsjaelland w ostatniej kolejce, nie wystarczyło do awansu. Na otarcie łez, najskuteczniejszym strzelcem tej grupy został Oscar: piłkarz  Chelsea z czterema trafieniami zdystansował klubowych kolegów, Juana Matę i Fernando Torresa, oraz Fabio Quagriaellę z Juventusu.

Grupa F

Bayern Monachium, CF ValenciaBate Borysów i OFC Lille. Tak najkrócej można opisać grupę F. Niemcy i Hiszpanie pewnie wyszli z grupy odpowiednio na pierwszym i drugim miejscu. Mistrz Białorusi na wiosnę spróbuje sił w Lidze Europy a Francuzi będą mogli się skupić na Ligue One. Najskuteczniejszym piłkarzem grupy zostali Jonas(Valencia) oraz Thomas Mueller i Claudio Pizarro (obaj Bayern), którzy na swoich kontach zapisali po trzy trafienia. 

Grupa G

Grupa ciekawa na papierze, zdecydowanym faworytem była Barcelona, ale drugie miejsce mogło paść łupem każdej z pozostałych trzech drużyn. Celtic Glasgow, Benfica Lizbona i Spartak Moskwa - te ekipy miały bić się o drugie miejsce w grupie. Zwycięstwo Celticu nad Blaugraną zdecydowało, że ekipa „The Boys” na wiosnę zagra w LM. Benfica swoich sił spróbuje na zapleczu Ligi Mistrzów, w Lidze Europy, a Spartak zakończył swoją przygodę z pucharami. Najskuteczniejszym piłkarzem grupy został nie kto inny jak zmierzający po rekord wszechczasów w liczbie zdobytych bramek w ciągu jednego roku, Lionel Messi, autor pięciu bramek dla wicemistrzów Hiszpanii.

Grupa H

Ostatnia grupa piłkarskiej Ligi Mistrzów gościła Manchester United, Galatasaray Stambuł, RFC Cluj i SC Bragę. Anglicy, zgodnie z przypuszczeniami, wygrali grupę. Dwanaście punktów pozwoliło na spokojne rozegranie ostatniej kolejki, w której przyszedł czas na niemałą sensację. Czerwone Diabły niespodziewanie na własnym stadionie uległy mistrzom Rumunii 0:1, co przed gośćmi otworzyło szansę na awans z drugiego miejsca w grupie. Do pełni szczęścia zabrakło straconych punktów przez turecki Galatasaray. Turcy przegrywali już w Bradze 0:1, jednak nie pozwolili sobie na niewykorzystanie szansy awansu. Dwoma trafieniami odpowiedzieli bracia Yilmaz, i to Turcy cieszyli się z awansu do 1/8 LM. Mistrzom Rumunii na otarcie łez pozostają wiosenne występy w Lidze Europy. Najskuteczniejszym piłkarzem grupy został Burak Yilmaz z sześcioma trafieniami.




Komplet drużyn 1/8 finału

PSG(*), FC Porto,  Schalke(*), Arsenal, Malaga(*), Milan, Borusia(*), Real Madryt, Juventus(*), Szachtar, Bayern(*), Valencia, Barcelona(*), Celtic, Man United(*), Galatasaray.

(*)- drużyna rozstawiona w losowaniu par 1/8 finału Ligi Mistrzów.

Losowanie 1/8 finału odbędzie się 20 grudnia w Nyonie.

Mateusz Barański

E-sport - zabawa czy sposób na życie?


            

Rozpoczęte nowe tysiąclecie to pasmo wielu niepowodzeń polskich sportowców. Pomijając zawojowanie Europy przez siatkarzy, czy dobre rezultaty piłkarzy ręcznych, nie mamy czym się szczycić na arenie międzynarodowej. Słabe wyniki na Mundialach, czy Igrzyskach Olimpijskich, często powodowały frustrację polskich kibiców. Ludzie siadali więc do komputerów, by tam mścić się na przeciwnikach, we wszelkiego rodzaju symulacjach sportowych. Rozwój e-sportu w Polsce nabrał rozpędu po trzykrotnym zdobyciu mistrzostwa świata przez polskich zawodników Counter-Strike’a . W zeszłym tygodniu przyszedł czas na sukcesy w grze FIFA 12. Wicemistrzem globu został Bartosz „Bartas” Tritt. O sukcesie dwudziestodwulatka zrobiło się bardzo głośno w mediach.

Z czym to się je?

E-sport to nic innego jak zawody rozgrywane na komputerach czy konsolach. Gracze z całej Polski mierzą się w gry: Counter-Strike’a, Fifa, League of Legends, czy World of Warcraft. Dyscyplina ta zaraża młodych ludzi, którzy coraz częściej rozpoznają na ulicach gwiazdy sceny komputerowej. Media bardzo chętnie szczycą się sukcesami polskich zawodników. W Polsce dyscyplina ta jest często traktowana z przymrużeniem oka, jednak w wielu krajach europejskich e-sport jest na porządku dziennym. W Azji zaś zawodnicy uważani są wręcz za celebrytów. Stereotyp maniaka siedzącego przed komputerem kilkanaście godzin, nie wpływa dobrze na rozwój e-sportu. Powoduje on częste wyśmiewanie profesjonalnych graczy posługujących się klawiaturą czy padem. Ludzie nie wiedzą jednak, jak wygląda codzienne życie zawodnika. 

Nie gram w Realu, ale kopać potrafię.

Fifa jest jedną z najbardziej popularnych dziedzin e-sportowych. Ta symulacja piłki nożnej pojawia się na wszystkich największych zawodach na świecie. O dziwo, kluczem do sukcesu w tej dyscyplinie, nie jest kilkugodzinne siedzenie przed komputerem. Można więc powiedzieć, że reguła: „im mniej grasz, tym lepiej ci idzie”, w zupełności się tu sprawdza. Trening polega na rozgrywaniu kilku meczów dziennie. Celem gry jest jak najlepsze wykorzystanie jej błędów. Największym wydarzeniem dla graczy sceny, są turnieje LAN. Zawodnicy wtedy spotykają się oko w oko ze swoimi przeciwnikami. Zawody te obfitują w niesamowitą ilość emocji. Eksplozja radości, płacz,  niecenzuralne słowa – to codzienność dla gracza Fify. Nie ma co się dziwić. Zawodnicy walczą nie tylko o zwycięstwo - stawką są też tytuły, prestiż, czy reprezentowanie kraju na arenie międzynarodowej. Najważniejszymi turniejami dla gracza są m.in.: Mistrzostwa Polski, World Cyber Games, Fifa Interactive World Cup, czy Electronic Sport World Cup. Zawody te cieszą się ogromnym zainteresowaniem graczy z całego świata. Oprócz sławy, atrakcyjne są także nagrody, które można wygrać w takich turniejach. Nagroda dla zwycięzcy FIWC 2012 Francisco Cruza wynosiła 20 000 dolarów. Oprócz tego  dostał on też bilet na galę FIFA. Takie nagrody zachęcają ludzi do uprawiania tego sportu.

Fair Play przede wszystkim

Mimo ogromnej rywalizacji na turniejach panuje przyjazna atmosfera. Arena zmagań turniejowych jest także miejscem spotykania się przyjaciół z różnych części Polski. Mimo rywalizacji, gracze rozgrywając spotkania, pamiętają o zasadzie Fair Play. Często jednak najciekawsze rzeczy dzieją się po turniejach. Gromada gwiazd sceny e-sportowej często postanawia integrować się do rana, a zwycięzca turnieju zwykle część nagrody przepuszcza na świętowanie. Utrzymywanie kontaktu z innymi graczami to jeden z głównych powodów zajmowania się tą dyscypliną.

Co dalej?

Dzięki coraz większym sukcesom międzynarodowym, polska scena staję się bardziej popularna. Nie może jednak ona równać się z zainteresowaniem chociażby u naszych sąsiadów. Turnieje w Niemczech, czy na Ukrainie są wielkim wydarzeniem promocyjnym dla danego miasta. W Polsce zawody te traktowane są niszowo. Może dzięki mediom e-sport stanie się bardziej popularny? Czy kiedykolwiek doczekamy się transmisji zawodów w jakiejkolwiek stacji telewizyjnej? Na te pytania ciężko znaleźć odpowiedź.


Tomasz Beczak

czwartek, 6 grudnia 2012

Jak zostać raperką, czyli rzecz o Cizi


MC Cizia

Cizia cizią jest tylko z nazwy. W autobusie zaproponowano jej kiedyś zakup dwóch biletów, bo ma grube dupsko. Matka dała jej strasznie głupie imię Józefa. Po babce. Cizia-Józefa po babce ma też wygląd- orli nos, głęboko osadzone oczy. Żadna z niej piękność. Po matce ma skłonność do nadwagi, a po ojcu chęć, by stąd spierdolić. Tylko, że ojciec spierdolił ode mnie i od matki, a ja chcę wyjechać z Łopiennika.. Bo Łopiennik to wieś, zaścianek, totalna porażka. W Łopienniku nie ma miejsca dla MC Cizi (MC to skrót od Master of Ceremony z ang. mistrz ceremonii - w muzyce hip-hop i pokrewnych jest to raper zabawiający publiczność freestylem, często na zaproponowane przez nią tematy).

„Często pierwsza miłość, od kołyski aż do grobu”*1

Najlepsza ziomalka Madzia mówi, że Cizia to niebieski migdał. Bo ciągle zamyślona, rozmarzona. Zaczęła marzyć w 2009. Sąsiad pokazał jej nagrania Paktofoniki i złapała zajawkę (złapać zajawkę- zacząć się czymś pasjonować). Podłączyli jej Internet, wpisała w google POLSKI HIP HOP i się zaczęło. Niekończąca się zajawka, mówi Cizia. Tysiące kawałków, zajebiste brzmienia, a jeszcze tysiące przede mną. Matka pruła się jak stare prześcieradło: - Józka wyłącz te kurwiania! Ja już tego słuchać nie mogę! I wychodziła z domu, a Józka jeszcze głośniej, bo basy mają dawać ostro, tynk ma lecieć ze ścian. I poleciał, jak Cizia powiesiła na cienkiej ścianie plakat Magika z Paktofoniki (tragicznie zmarły raper, legenda psycho rapu), na pinezkę. Pierwsza ofiara złożona w hołdzie dla nowego hobby, bo matka dała jej szlaban na komputer.

„XXXXL, ja mam to, możesz się obawiać, ja nadchodzę jak walec, więc nie stawaj na mojej drodze”*2

Ja sobie nigdy nie dawałam w kaszę pluć. Chyba dmuchać, poprawiam ją. Srać, nie dmuchać, unosi się. Dmuchać to może byle frajer, a na mnie zawsze szła ostra szarża, bo jestem gruba i brzydka, za bardzo szczera. Taka sytuacja, słuchaj. Idę sobie wieczorkiem, jaram szluga na legalu (na legalu, bo ciemno więc nikt nie przyczai i nie wyfrajerzy matce), a tu jakieś przydupasy wrzeszczą: - EEE CIZIAAAA, GDZIE IDZIESZ? Mówię: nie gdzie, tylko dokąd (jestem inteligenta nawet, żeby nie było). Potem dałam jednemu w mordę, a Cizia zostało. Jestem, kurde, Cizia XXL.

Empetrójka

Dwa tysiące dziesiąty, mama znalazła sobie nowego tatusia. Pizduś z niego nie tatuś, galancik taki, przedstawiciel handlowy. I Cizi zrobiło się męga ciężko. Beczałam i beczałam – wspomina. Matka mnie olewała, muzę waliłam na cały regulator to się cieszyła, bo nie było słychać jak się pykają. A pykali się na okrągło, miałam tego dość. Myślałam sobie: ucieknij z domu, zostaw to gówno. No ale jak, tak bez muzyki? Zostawić to wszystko, całą moją miłość? A potem galancik kupił mi emepetrójkę. Pomyślałam: spoko, teraz mogę uciekać. Czekałam na dobry moment, aż któregoś dnia pizduś zabrał walizki i się zwinął. Matka płakała mi w ramię, a ja razem z nią. Tylko że ja ze szczęścia.

Nie w Łopienniku

Był marzec, Cizia odkryła rap podziemie. Nielegale (płyty, które paradoksalnie do nazwy, wcale nie są nielegalne, po prostu nie są objęte prawami autorskimi) ostro namieszały jej w głowie. Kurde, to było dla mnie jak objawienie. Uświadomiłam sobie, że ja tak naprawdę gówno wiedziałam i zresztą nadal wiem o kulturze hiphopowej w Polsce, a na świecie to w ogóle… I przyszła myśl, że ja bym chciała być elementem tej kultury, a nie tylko biernym słuchaczem. Tylko od razu rozkminka  jak  ja to, kurwa, zrobię. Niemożliwe. Nie w moim domu, nie w Łopienniku.

Nie da ci tego ojciec, nie da ci tego matka
Co może dać ci dzisiaj, twa bliska sąsiadka…*3

Jak dasz taki śródtytuł to ci zawalę - Cizia się oburza. Nienawidzę disco polo. Ja się kłócę, że pasuje, ona mówi, że gówno prawda. Ale sąsiad to jej anioł z nieba. Nie powie, jak się nazywa, bo on by chyba tego nie chciał.
Jak jej naszła TA myśl (marzec 2010) to na wakacjach odważyła się mu powiedzieć o swoim pomyśle. Zdziwko go wzięło konkretne (zdziwił się bardzo mocno) - mówi.  Jego kumple z Lublina mają małe przydomowe studio. - No to pracuj – rzucił. – Pisz i pojedziemy. No anioł. 

Ty głupia cipo, chcesz to robić, czy nie?

Napisała "Bez perspektyw" i "Szarość". Poważne, dołujące. Nawija, że nie może znaleźć drogi do szczęścia, ale znalazła coś więcej niż szczęście, bo spełnienie- muzykę. Szarość trochę grafomańska, ale zawzięła się, że to nagra. No i pojechała. W domu rapowała do lustra setki razy, ale jak w Lublinie zobaczyła tych chłopaków, ich głupie uśmieszki i kpinę w oczach, zwątpiła. A potem sobie pomyślałam: ty głupia cipo, chcesz to robić, czy nie? Przestań ryczeć i weź to tłuste dupsko w troki! Popłakała sobie trochę, wzięła dwa buchy z lufki z marihuaną i nawijała, aż plamy potu pod pachami sięgnęły jej pasa.

Propsy, Cizia!

Pierwsze kawałki sąsiad wrzucił na majspejsa. (MySpace – portal dla młodych twórców, gdzie umieszcza się swoje utwory). Ona reklamowała, rozsyłała. Wszystkich z Łopiennika, oprócz Madzi, pominęła. Propsy Cizia! – pisali jej niektórzy (propsy- z ang. proper respect – szacunek, pochwała, docenienie) Inni: jak na laskę, to nieźle. Jeszcze inni: przeciętnie, dziewczyno pracuj nad flow (płynne przejście między wersami, odpowiednie wpasowanie w beat oraz odpowiedni balans głosem. Zazwyczaj świadczy o klasie rapera). Inni: po co ci to? Wdowy (najbardziej znana i jedna z lepszych kobiet raperek) i tak nie przebijesz.
W dupie mam hejterów (osoby które nie potrafią cieszyć się sukcesem kogoś innego, dlatego próbują wytknąć mu wszystkie możliwe błędy) - mówi Cizia. Robię swoje.

A jednak w Łopienniku się dowiedzieli. Jedni się brechtali, inni dawali respekt. Matka się dowiedziała, ale miała to w dupie. Ona ogólnie ma  mnie w dupie, więc żadna nowość. Sąsiad był dumny i dalej mnie motywował. - Pisz, Józka, pisz. Pisz, pisz, pisz. Codziennie mi tak mówił. On robi bity. Dobry z nas duet.

Ja chcę tylko pisać teksty i ogarnąć życie*4

Skończę swoje liceum  i zawijam dupę gdzieś daleko. Warszawa, ewentualnie Lublin.
A teraz nagrywam demo, mogę Ci dać posłuchać, chcesz? Chcę.
           
Niełatwo jest piąć się do góry, gdy nie wierzy w ciebie nikt
Tylko silna wiara w sukces 
doprowadzi cię na szczyt
Zobacz, tutaj jest drabina do nieba
Tylko jeden stopień
Na jeden stopień wejść trzeba
Odważyć się, przełamać ponurą wizję
I marzenia spełniać
Nie teoretycznie…


*1 wers pochodzi z kawałka Eldo Nie pytaj o nią.
*2 wers z utworu Tede Grrrrubas
*refren piosenki Sąsiadka discpolowego zespołu Toples
*4 wers pochodzący z Tak tu jest Poetika

Cztery miesiące po napisaniu tego reportażu sąsiad Józki wyjechał do Anglii. Cizia usunęła swój profil na MySpace i od czasu jego wyjazdu nie nagrywa już swoich utworów. Studiuje zarządzenie i administrację. Nie wiąże przyszłości z muzyką.



Sonia Pliskiewicz

czwartek, 29 listopada 2012

OSTROżni w wersji PDF !





W związku z ciągłym rozwojem naszej gazety, chcemy przedstawić Wam świeżą wizję. Planujemy regularnie, co miesiąc wypuszczać Gazetę OSTROżni w wersji elektronicznej, abyście mogli w sposób czytelny oraz z wyselekcjonowanymi newsami śledzić nasz dalszy rozwój.
Pierwszy numer, GRUDNIOWY, rozpoczyna serię. 
Zachęcamy do pobierania! Już dziś możesz się wygodnie rozsiąść i czytać nasze teksty na wszystkich platformach obsługujących wyświetlanie plików w formacie PDF!

http://tinyurl.com/ostrozni <- Link do pobrania PDF!

Sonda - sytuacja w naszym kraju



Na poprawę nastrojów społecznych… nie zanosi się.




Z sondażu CBOS przeprowadzonego w kraju wynika, że w roku 2011 negatywne (54%) oceny sytuacji w Polsce nadal przeważają nad pozytywnymi (27%). Podobne wyniki otrzymała redakcja OSTROżni  z przygotowanej w tym roku ankiety w Toruniu. Wnioski nasuwają się same. Nic nie wskazuje na jakąkolwiek zmianę - poprawę.

Spośród badanych aż 50% uważa, że sytuacja w kraju jest zła, tylko 12% ocenia ją jako dobrą, a 38% uznaje za umiarkowaną.

Dobrze o sytuacji w kraju, podobnie jak i w 2011 roku, częściej niż ogół wypowiadają się najmłodsi badani - w wieku 18-24 lata (20%). Jednak i tam nie jest trudno o tych krytycznie patrzących na sprawy Polski (20%), co powoduje równomierne rozłożenie się głosów. Przeważającą grupą są ci, którzy uważają, że jest stabilnie (60%). Ma na to wpływ jak sami respondenci twierdzą: nie wywiązywanie się rządu z obietnic przedstawionych w expose, coraz większe pogrążenie w kryzysie finansowym i przede wszystkim duże  bezrobocie. Mimo wielu rzeczy do poprawienia wszystko zmierza powoli w dobrym kierunku.

Wśród osób w wieku 25-40 lat górę wzięła negatywna ocena (100%). Wyniki są odmienne od tych przedstawionych przez CBOS, w których dobrze sytuacje w Polsce oceniają osoby z wyższym wykształceniem (37%), bądź stabilną sytuacją materialną (41%). Powodem takiej oceny są narzucane i cały czas zmieniane przez rząd przepisy ograniczające swobody obywatelskie.

Podobnie jest z ostatnią grupą wiekową, powyżej 40 roku życia, dla której sytuacja w kraju jest zła (100%). Wynika to z oglądanych w telewizji pyskówek, wzajemnego obrażania się. Emerytury są małe, leki zaś drogie, ciężko jest się dostać do lekarza bo kolejki są długie, płatne szkoły, bezrobocie… Po prostu coraz gorzej się żyje.

Aleksandra Nowaczyk, Michał Jaworski, Patryk Rosiński, Marta Nowakowska, Marcin Morkowski

Podróże


Sztuką jest umiejętność patrzenia na świat przez pryzmat samego siebie. W ten sposób jesteśmy w stanie odkryć na nowo piękno zwykłych rzeczy. Tym bardziej cudowne jest to, jeśli jest nam dane oglądać miejsca, które i bez okrasy naszej wyobraźni powalają pięknem. Wielu ludzi odnajduje swój sens życia właśnie w podróżowaniu. Pracują po to, aby móc od czasu do czasu odciąć się od monotonii życia codziennego i udać w miejsce gdzie można zapomnieć o wszelkich problemach.

Poznawanie nowych miejsc jest ekscytującym przeżyciem. Potrzeba czasu abyśmy zrozumieli rzeczywistość, która nas otacza. Zdziwienie zamienia się w fascynację, a ta z kolei popycha nas w stronę nieskończonych możliwości w uszczęśliwianiu samego siebie. Zwiedzanie, czy relaks? Jest to niewątpliwie luksusowy wybór w obliczu którego chciałby się znaleźć każdy z nas. Wszystko jest na wyciągniecie dłoni. Jedynym ograniczeniem są pieniądze, ale i bez nich można spędzić magiczne chwile, gdyż najlepsze rzeczy w życiu są za darmo.

Wiele prawdy jest w powiedzeniu ze podróże kształcą. Wynosimy z nich refleksje, które ciężko byłoby wyciągnąć gdybyśmy nie mogli spojrzeć na nasze życie z zupełnie innej perspektywy. Warto jest więc odłożyć trochę gotówki i udać się w odlegle miejsce. Różnorodność atrakcji, jakie ma nam do zaoferowania świat, jest ogromna i każdy według własnych gustów ma możliwość wyboru, tego co mu najbardziej odpowiada.

Podróżowanie pozwala spojrzeć na wszystko szerszym kątem i umiejętnie odróżniać prawdę od fałszu. Będąc podróżnikiem mamy możliwość porównania jakości życia ludzi z różnych szerokości i długości geograficznych. Tego typu zetknięcie z rzeczywistością, jakiej nie znamy na co dzień, daje wiele do myślenia. Będąc świadkami prawdziwych ludzkich problemów, jesteśmy w stanie bardziej docenić nasze życie. Jest to wiedza, której żadna dziedzina nauki nie jest w stanie nam zaoferować. 

O tym jak cenne jest podróżowanie wiedział starożytny grecki filozof Demokryt. Po tym jak odziedziczył majątek rodziców, przeznaczył go na poznawanie świata. Był to niewątpliwie człowiek światły, godny naśladowania. Tak wiec podróżujmy, poznawajmy świat, bo w ten sposób będziemy mogli lepiej poznać samych siebie.


                                                                                             
                                                                                                          Wiktor Marski

piątek, 23 listopada 2012

Wywiad - Friends with benefits


Seks bez zobowiązań. Kontrowersja czy co raz bardziej popularny styl życia? Tego i innych rzeczy dowiecie się od naszych ekspertów zaproszonych do studia. Zapraszamy również do zapoznania się z innymi filmami produkcji OSTRO TV ;)

Wywiad - Po meczu Polska - Urugwaj



Zaproszeni do studia goście: Waldemar Fornalik oraz Kamil Glik odpowiadają na nasze pytania związane z porażką reprezentacji na stadionie w Gdańsku. Jakie wnioski i opinie ma na ten temat nasz selekcjoner?

niedziela, 18 listopada 2012

Aj em najlepsza dziunia, tutaj, w klubie.*


Pracujemy w parach, zaczynamy o dwudziestej. Trzy dni wystarczyło, żeby wyrobić sobie renomę. Oprócz mnie i Malwiny* są jeszcze jakieś dwie, ale nie widziałyśmy ich na oczy. Nawet nie wiemy, czy istnieją - wzmiankę o nich szef ucina machnięciem ręki: -Wy jesteście dużo lepsze.


Na rozmowie

Rozmowa o pracę: -Tu chodzi o dobrą zabawę, rock&roll, energię, fun. Nie, nie mam oporów. Nie, nie boję się ludzi. Tak, chętnie spróbuję. Tak, odpowiada mi taka stawka. Tańczenie na barze odpowiada mi trochę mniej, ale tego dowiaduję się dopiero w trakcie pracy. Jestem hostessą jednego ze studenckich klubów w Toruniu - pracuje się łatwo, przyjemnie i bezproblemowo. Wystarczy ładny uśmiech, zgrabne ciało, trochę rozumu. Wystarczy umieć się sztucznie uśmiechać do śmierdzących piwskiem imprezowiczów, sprytnie ukrywać pod odpowiednią sukienką tłuszczyk na brzuchu i pamiętać o butach na zmianę, bo w szpilkach ciężko wytrzymać sześć godzin hostowania.


Na mieście

-Ale  wy też tam będziecie, prawda? - to chyba najczęściej słyszany przez nas tekst. Przez kilka godzin roznosimy ulotki uprawniające do zniżek na alkohol w knajpie. Wieczorne chłody nie są łaskawe dla naszych nóg w rajstopach i kusych kieckach. Zagadujemy, zapraszamy, dajemy ulotkę, wysłuchujemy tekstów: piękne oczy, dasz mi swój numer, a ma pani chłopaka,  bez was tam nie idziemy. Czasem ktoś się wyłamie ze schematu i warknie, żeby go nie robić w ch*ja, on zna takie bajery, przyjdzie, zapłaci, a nas tam nie będzie. Ale my będziemy. Taką mamy pracę.


Przy barze

Pijemy coś na rozgrzanie, oczywiście na koszt firmy. Zginamy odmrożone palce, drepczemy w miejscu. Niewyraźne miny zaraz przemienią się w szerokie uśmiechy, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Różdżką jest polecenie szefa: idźcie na parkiet i rozkręćcie imprezę, bo ludzie się nie bawią. Wchodzimy - na parkiecie my dwie i dziwnie skacząca dziewczyna. Żenująca sytuacja - wszyscy się gapią. Party powoli się rozkręca, pijany facet z muskułami wielkości mojej głowy stawia drinki wszystkim dookoła. Głębokim barytonem zagaduje:        -Cześć, jestem Olaf. Co pijesz? Kupuje, odchodzi, zaczepia następną osobę: -Cześć, jestem Olaf. Co pijesz? Ciekawi mnie, co pił Olaf.


Na barze

Wybija godzina konkursu. Ta z dziewczyn, która najbardziej ponętnie zatańczy na barze, może liczyć na darmowego drinka. Dziewczyny się wstydzą, wgapiają w podłogę, popychane przez koleżanki: -No idź, idź! Ja i Malwina jesteśmy pierwszymi "ochotniczkami". Kręcimy biodrami, zalotne minki. W końcu kilka klubowiczek ośmiela się do nas dołączyć. Jedna z nich jest na tyle pijana, że nie kontroluje położenia swojej miniówki - czarne stringi i babciny szew od rajstop ogląda i nagrywa telefonami cały klub. Na wąskim barze szaleją też rozkrzyczane Turczynki z Erasmusa. Wyginamy się, maskując zniesmaczenie. W dodatku przegrywamy z kretesem - obrajstopowany zadek w stringach bardziej wpada w gusta bywalców knajpy, niż nasze podrygi. Premia od szefa osładza nam gorycz porażki. -Widzimy się jutro o dwudziestej. Byłyśmy niesamowite, a może świetne. Nie pamiętam.


W kiblu

Przed wyjściem wpadam do łazienki "ogarnąć" twarz. Kolejka do kabiny raczy mnie jadowitymi spojrzeniami. Pewnie mają mnie za dziwkę rozpaczliwie chcącą zwrócić na siebie uwagę. Trochę podchmielona, za to pełna animuszu:  dziewczyny, z tym tańczeniem na barze... ja tu pracuję. Właściwie nie wiem, co może je to obchodzić, ale wzdychają z ulgą.
Przy wyjściu zataczający się dżentelmen ściąga przede mną czapkę, a mój brak zainteresowania przyjmuje na smutno: ­­‑Chyba jestem pijany... i mało seksowny...



* cytat pochodzi z piosenki zespołu Pewex - Dziunia
* imię bohaterki zmienione
                                                                                                                                                 Skoti

piątek, 16 listopada 2012

Druga twarz


Basia jest dwudziestotrzyletnią dziewczyną. Ma mieszkanie w centrum miasta, rodzinę w Zabrzu i przyjaciół. Jeździ samochodem, zwykłym, nie rzucającym się w oczy. Ciuchy też nie wyróżniają jej z tłumu. Na pierwszy rzut oka – przeciętna dziewczyna. Wiele takich dookoła. W życiu Basi jest jednak coś jeszcze. Praca. Praca właśnie jest tym jednym aspektem, który ją wyróżnia. „W pewnym sensie mogę powiedzieć, że pracuje w obsłudze klienta” – Dziewczyna mówi pewnym siebie głosem. „Mieszkam w Toruniu od 3 lat. Przyjechałam tu na studia, będąc na pierwszym roku mieszkałam w akademiku. Moich rodziców nie było stać na wynajęcie mi mieszkania, nie było ich też stać na to aby zapewnić mi spokojne życie. Od samego początku pobytu tutaj wiedziałam, że będę musiała pracować. Chociaż dorywczo. Na początku roznosiłam ulotki, później chwilę pracowałam jako kelnerka. Po dziś dzień pamiętam tą pracę. To właśnie tam spotkałam swojego pierwszego klienta. Chociaż nie do końca.- Tymi ostatnimi słowami Basia wprowadziła mnie w jeszcze większe zaciekawienie.

„Po pracy jak zwykle zostałam na imprezie w lokalu. Wypiłam kilka drinków, tańczyłam. Przez większość czasu bawiłam się z jednym facetem. Był starszy ode mnie o ładnych kilka lat. Podobał mi się. Gdy zapytał czy pójdę do niego na noc, bez wahania się zgodziłam. Wcześniej taka nie byłam, nie sypiałam z wieloma facetami. A już na pewno z dopiero co poznanymi.” Na twarzy Basi zobaczyłem grymas. „Po nocy z tym facetem myślałam, że będziemy się spotykać. Rano jednak przeżyłam szok! Robert, bo tak miał imię wręczył mi banknot dwustuzłotowy i kazał jak najszybciej zapomnieć o nim.” Kończąc to zdanie zobaczyłem, że w oczach Basi pojawiła się łza. Przez chwilę. Ułamek sekundy. Basia nie jest bardzo atrakcyjną kobietą. Jest klasycznym „średniakiem”, jak powiedzieliby moi koledzy. Obecnie pracuje już w zawodzie. Jednak nie w agencji towarzyskiej. Pracuje jako wolny strzelec. Ogłaszając się na portalach internetowych. Dlaczego tak? „Mam atrakcyjniejsze ceny. Nie muszę oddawać części zysków agencji, która naganiała by mi klientów.” Godzina sam na sam z Basią kosztuje 100zł. Pół godziny dwadzieścia złotych mniej. Noc to już większy wydatek, 1000zł. Po kilku pierwszych dniach pracy, Basia podjęła bardzo ważną decyzję w swoim życiu. Rzuciła studia. „Na początku mówiłam sobie, że to tak na chwilę. Popracuję, odłożę kasę i od nowego roku wznowie studia.” Łatwy zarobek zrobił jednak swoje. Basia nie wróciła na uczelnie od tamtej pory. Od 2,5 lat pracuje jako prostytutka. „Gdzie indziej zarobię w tydzień 4-5 tysięcy złotych?”  Łatwo policzyć, że miesięcznie wychodzi to około 20000zł! Tyle mało kto w Polsce zarabia.

Dziewczyna pracuje zupełnie sama. Nie posiada własnej „burdel mamy” ani żadnych ochroniarzy. „Nie są mi potrzebni. Moi klienci płacą mi z góry. Jak robią problemy to po prostu nie wpuszczam ich do mieszkania.”  Klatka schodowa w bloku, w którym pracuje Basia jest specyficzna. Co dzień w dolnych partiach klatki przesiaduje grupka młodych chłopaków. 20-22 lata, na oko. Pierwszą moją myślą było, że to właśnie oni zabezpieczają dziewczynę. Myliłem się. „My po prostu siedzimy i pijemy piwo. Gdzie mamy to robić? Na dworze już zimno. W domu nie ma miejsca. Starzy ganiają. To siedzimy tu ale jesteśmy grzeczni! Nie pisz przypadkiem, że rozrabiamy!” – rozwój intelektualny tych chłopaków zatrzymał się na etapie szkoły średniej. „Nie dostaliśmy się na studia. Zresztą, po co one w dzisiejszych czasach? Praca? Szukamy, tutaj nie ma za dużo pracy. Za dużo tu Was, wykształciuchów, studentów którzy muszą sobie dorobić. Nas nawet do łopaty nie chcą wziąć.” – zakończył jeden z nich. Nie mają pojęcia o tym, kim jest Basia. A nawet jak wiedzą, to nie chcą nic powiedzieć. Dlaczego? „Nie mieszają się w sprawy mieszkańców. Mają swoje życie, swój mały świat.” Tłumacząc to Basia była zimna jak lód. Nie drążyłem tematu jednak dalej, bo i po co? Gdy siedzieliśmy przy kawie, dziewczyna co chwilę zerkała na zdjęcie. Na zdjęciu para. Ja i moja dziewczyna. W pewnym momencie zauważyłem kolejną łzę w oku Basi. „Nigdy nie byłam w prawdziwym związku. Takim wiesz. Z uczuciem.” Dziewczynie teraz zdarzyło się uronić więcej łez.

Najstarszy zawód świata. Tak, fachowo nazywa się prostytucję. Szybki zarobek i nie wielki wysiłek fizyczny, kuszą młode dziewczyny. Jak z tym walczyć? Skąd w ogóle się biorą takie myśli? Nie każdy przypadek jest taki jak Basi. Często młode dziewczyny uciekające do sprzedawania swojego ciała pochodzą z naprawdę dobrych domów. Gdzie nie brakuje pieniędzy. Czego więc brakuje? Uczuć. „Seks już nigdy nie będzie dla mnie przyjemnością. Zrobiłam w życiu tyle lodów, odbyłam tyle stosunków, że nie wyobrażam sobie aby mogło mi to przynieść kiedyś jakąkolwiek przyjemność. Jestem zdzirą. Wiem o tym. Nie patrz tak na mnie.”  Moje spojrzenie musiało ją zmieszać. Moje oczy były otwarte tak bardzo, że były większe od pięciozłotowej monety. Tym mocnym stwierdzeniem Basia mnie ustrzeliła. Dla mnie, zwyczajnego człowieka seks jest czymś specjalnym. Jest dopełnieniem miłości. Wtedy tak naprawdę zdałem sobie sprawę z kim mam do czynienia. Z kim rozmawiam. Sprzedawanie swojego ciała za pieniądze nigdy nie budziło we mnie większej odrazy. Choć Basia w rozmowie sprawia wrażenie normalnej dziewczyny, to widać że coś ją dręczy. Jedna łza. Druga łza. Zdjęcie w ramce. Moje spojrzenie. Mój pokój.

Tak, zaprosiłem Basię do swojego mieszkania. Stworzyłem atmosferę, w której mogła się otworzyć. Dlaczego? „Anonimowość jest dla mnie najważniejsza. Gdyby ktokolwiek z moich znajomych dowiedział się czym zajmuje się na co dzień nie miałabym już życia. Nie wspominając o rodzinie. Moja praca nie różni się od innych. Odstawiam robotę i dostaje za to wynagrodzenie. Nie małe na dodatek. A że kurwa? Kurwa to też kobieta.” Te słowa dziewczyna wypowiedziała już wyjątkowo cicho. Z kolejną porcją łez w oczach. Basia co raz częściej spoglądała na zegarek. ”Dawno nie spędziłam trzech godzin z jedną osobą.” Dziewczyna była naprawdę zdołowana. Po blisko trzech godzinach, kawie, dwóch herbatach i połowie paczki złotych marlboro Basia wstała. „Przepraszam. Muszę już uciekać, na 18 mam umówionego klienta. Dziękuje Ci, że poprosiłeś o rozmowę. Bardzo mi ona pomogła. Nie skończę z prostytucją, nie teraz.” Ostatnim zdaniem zamknęła moje usta. Dziewczyna wiedziała, że to będzie moje ostatnie pytanie. Otworzyłem Basi drzwi od swojego mieszkania. Wypuściłem. Wzrokiem odprowadziłem do drzwi obok. Do miejsca jej pracy.
                       

                                                                                                                                       Mateusz Barański