czwartek, 24 stycznia 2013

KHL w Polsce? Możliwe !


W środę kraj obiegła sensacyjna wiadomość, że polska drużyna zgłosiła akces gry w KHL(Kontynentalna Liga Hokejowa)! Informację, która z początku wydawała się śmieszna wypuścił rosyjski „Dziennik”, później w sukurs za nim poszły inne rosyjskie i słowackie media. Projekt wstępnie nazywa się „Oliva Gdańsk” i na razie dużo więcej nie wiadomo.



KHL jest uważana za drugą, najsilniejszą ligą na świecie(niepodważalnie, najlepszą ligą jest północnoamerykańska NHL), zrzesza obecnie 26 drużyn z 7 państw(Rosja, Białoruś, Ukraina, Słowacja, Czechy, Kazachstan oraz Łotwa). Według zapowiedzi Aleksandra Miedwiediewa, prezydenta KHL, liga finalnie ma skupiać 32 drużyny. Swój akces od następnego sezonu zgłaszają Mediolan oraz Zagrzeb. Przy założeniu, że realną szansą na grę ma gdańska drużyna KHL skupiałoby drużyny z 10 państw!

Roboczy projekt, „Oliva Gdańsk” jest autorstwa litewskiego biznesmana Antanasa Sakavickasa, który, na co dzień jest dyrektorem .. piłkarskiej drużyny Skonto Ryga. Według Sakavickasa Gdańsk ma wszystko to, co jest potrzebne do udanej współpracy z KHL. Lotnisko, baza noclegowa oraz obiekt. Drużyna swoje mecze miałaby rozgrywać w Ergo Arenie, leżącej na granicy Gdańska i Sopotu. Wszystko brzmi pięknie jest jednak jedno ale.. Kto miałby zagrać w tej drużynie? Na razie znane jest tylko nazwisko potencjalnego trenera, miałby nim zostać aktualny konsultant polskiej reprezentacji, jeden z najlepszych trenerów świata Rosjanin Wiaczesław Bykow. Drużyna, która miałaby wystąpić w KHL musi dysponować budżetem na minimalnym poziomie 15mln euro. Jeśli wierzyć słowom litewskiego biznesmana to nie byłby żaden problem!













W Gdańsku przecierają oczy ze zdziwienia, obecna drużyna – KH Gdańsk, występująca na zapleczu ekstraligi ma ogromne problemy finansowe. Właściwie nie ma żadnych funduszy, aby dalej grać. Mimo to, gra. Zawodnikom brakuje sprzętu, pieniędzy na wyjazdy, ale mają to, co najważniejsze – chęci. Robimy to, co kochamy i chcemy to robić dalej!po spotkaniu z Orlikiem Opole powiedział na antenie TVP Gdańsk Oskar Lehmann. Skoro w Gdańsku nie można znaleźć nawet podstawowego budżetu na sprzęt i wyjazdy to skąd mowa o 15mln euro rocznie na KHL?



Cały projekt brzmi zbawiennie dla polskiego hokeja, występy polskiej drużyny w KHL byłyby szansą na odbicie się od hokejowego dna, na którym znajduje się hokej w naszym kraju. Będziemy na bieżąco śledzić zmagania tego pomysłu i informować na łamach OSTROżnych.

wtorek, 22 stycznia 2013

Do końca świata i jeden dzień dłużej...



        Trwa od zawsze. Trudno znaleźć człowieka, któremu nieznany byłby ten problem. Zwolenników tylu samo co przeciwników, coraz więcej zaangażowanych państw, widoczne podziały, tysiące ofiar, miliony rannych, najwięcej zaś łez. O czym mowa? O niesłabnącym konflikcie izraelsko- palestyńskim.

Dlaczego?

            To na ogół proste pytanie wydaje się być najtrudniejszym w kontekście tego konfliktu. Podłoża sporu są bardzo zróżnicowane: od polityki, przez gospodarkę, aż do nienawiści, która wypełnia  serca obywateli tych dwóch państw. Jednak, by odnaleźć najważniejszą przyczynę, która rozpoczęła to piekło, zapraszam Was na małą podróż w czasie.
     
Do roku 1948 Palestyna była częścią innych większych państw - najpierw należała do państwa tureckiego, później zaś, w czasach II Wojny Światowej, podlegała rządowi Wielkiej Brytanii. Syjoniści, czyli członkowie żydowskiego ruchu narodowego, od dawna planowali, aby to właśnie tam powstało państwo Izrael, ponieważ na tych ziemiach mieszkały już społeczności żydowskie. O dziwo, relacje z Arabami były wówczas bardzo poprawne, szczególnie w porównaniu z mordami Żydów, które odbywały się w tym czasie w Europie. Wszystko odmieniło się diametralnie po pogromie Żydów w Hebronie w roku 1929 oraz współpracy Wielkiego Muftiego Jerozolimy - przywódcy tamtejszych wyznawców islamu - z III Rzeszą. Żydzi zaczęli być prześladowani, niczym odosobnionym stały się masowe egzekucje. W 1948 roku ONZ wydała bardzo kontrowersyjną decyzję. Postanowiono podzielić Palestynę na dwa państwa: żydowskie i arabskie. Oczywiście spotkało się to z bardzo dużą krytyką ze strony nie tylko Palestyńczyków, lecz również pozostałych krajów arabskich, np. Egiptu, Syrii. Dlatego nikogo nie zaskakuje ciąg trwających do dziś  wydarzeń , w którym nie zabrakło konfliktów zbrojnych.
            
Wielu uczonych skłania się również do tezy, iż przyczyna tak wielu konfliktów zbrojnych z udziałem Izraela jest dużo starsza. Tym razem musimy się cofnąć aż o ponad dwa tysiące lat. Podobno w genezie historii powstawania narodu izraelskiego, znanej głównie z opowieści biblijnych, narodziła się religia żydowska, która sama w sobie od zarania dziejów ewokowała liczne konflikty.  Ta zaskakująca teoria nasuwa wniosek, iż państwo Izrael oraz jego obywatele wciąż muszą trwać w stanie wojny. Mimo początkowego szoku przykłady z historii najnowszej pokazują słuszność tego stwierdzenia…


Jak wiele już znieśli…

           
Po zrobionym pierwszym kroku, przyszedł czas na drugi, czyli poznanie przebiegu konfliktu. By to uczynić, zapraszam na kolejną wycieczkę w przeszłość, lecz ostrzegam, że tym razem będzie  krwawa i drastyczna.  Proszę więc, by, czytelnicy nadzwyczaj wrażliwi właśnie w tym miejscu skończyli lekturę tego artykułu.  Pozostałym proponuję być może dotychczas  nieznane oblicze Izraela.
            
Po decyzji ONZ o podziale Palestyny na dwa państwa i sprzeciwie krajów arabskich na pierwszy konflikt zbrojny nie trzeba było długo czekać. Wybuchł on dokładnie 15 maja 1948 roku, czyli w dniu proklamacji niepodległości przez państwo Izrael. Na jego terytorium wkroczyły armie państw Ligi Arabskiej na czele z Egiptem i Syrią. Mimo mniejszej liczebności oddziałów wojskowych, za to przy  lepszej organizacji,  wojska izraelskie wyparły siły wroga i w roku 1949 podpisano porozumienia rozejmowe między walczącymi. Wtedy też państwo Izrael po raz pierwszy poszerzyło swe terytorium.
     
W następnych 7 latach, czyli do roku 1956 działo się niewiele, lecz warto odnotować, iż  w 1956 roku Izrael, Francja i Anglia wspólnie wystąpiły zbrojnie przeciwko nacjonalizacji Kanału Sueskiego przez Egipt. Kraje arabskie zaczęły wspierać militarne organizacje Palestyny, czyli fedainów, którzy siali spustoszenie w miastach państwa żydowskiego. Po utracie Kanału Sueskiego represje krajów arabskich w stosunku do Izraela ogromnie się nasiliły.  W roku 1964 powstała OWP, czyli Organizacja Wyzwolenia Palestyny, której głównym postulatem była likwidacja nielegalnego państwa Izrael. OWP wspierana przez kraje arabskie i innych sojuszników wszelkim metodami dążyła do realizacji tego celu.  Do ciekawostek na pewno należy bitwa o wodę,  która rozpoczęła sie, gdy kraje arabskie postanowiły zmienić kierunek biegu rzeki Jordan,  chcąc tym samym odciąć Izrael od wody. Również nasz kraj, ówczesna Polska Rzeczpospolita Ludowa, pośrednio również brał udział w tym konflikcie. Mianowicie w PRL-u szkoliły się tajne jednostki wojska arabskiego, w wyniku podpisanego wcześniej układu rosyjsko-egipskiego.

Na początku 1967 roku konflikt przerodził się w wojnę. W czerwcu tego roku  żydowskie wojska w ciągu sześciu dni rozbiły wojska arabskie i zaczęły okupację Palestyny. Jednak po interwencji ONZ zbrojne oddziały Izraela musiały się wycofać i tak zakończyła się najszybsza wojna w historii tego sporu, zwana wojną sześciodniową. Następnie, głównie atakami terrorystycznymi walkę z państwem Izrael toczyła OWP, na której czele stał słynny Jaser Arafat. Izrael odgryzał się tym samym. Słynna biblijna maksyma: „oko za oko, ząb za ząb” idealnie  ten okres charakteryzuje. W międzyczasie zachłanny Izrael, po cichutku, zabiera kolejne terytoria Palestyny, mając ich w 1970 r.  już o 40% więcej niż w 1948 roku. 

Prawdziwy przełom przynosi dopiero rok 1987. Wybucha pierwsze powstanie ludności palestyńskiej przeciw Izraelowi, tzw. I Intifada, znana również jako intifada kamieni. Po krwawych bitwach trwających 4 lata, kończy się ona absolutną klęską Palestyny. Doprowadza ona jednak do wydarzenia na wielką skalę, a więc do pierwszych negocjacji pokojowych, które odbyły się na neutralnym gruncie, w Oslo, w 1993 roku. W ich wyniku powstała Autonomia Palestyńska, w skład której wszedł Zachodni Brzeg Jordanu i Strefa Gazy. Miała być ona początkiem niepodległego państwa palestyńskiego. Niestety, rozwój ruchu islamskiego, ciągłe grabieże terytorialne ze strony żydowskiej, krwawe konflikty w Autonomii doprowadziły do wznowienia konfliktów zbrojnych. I już w 2000 roku wybucha II Intifada charakteryzująca się terrorem. Kończy się ona klęską ludu Palestyny, lecz ciągłe ataki trwają do dziś. Czy to się kiedy skończy? Na to pytanie w tej chwili nie potrafi odpowiedzieć nikt. Wciąż przelewa się wiele niepotrzebnej krwi, ginie wielu niewinnych ludzi w tym  mnóstwo kobiet i dzieci. Niestety, wygląda na to, że rządzący mają zbyt wiele dumy, by zakończyć ten krwawy konflikt.



Codzienne życie obywateli

 W tym niewielkim regionie żyją obok siebie przedstawiciele najróżniejszych skrajności; popierający lewicę i prawicę, wierzący i niewierzący, Żydzi i Arabowie. Na co dzień tworzą jedność, pracują w tych samych budynkach, pomagają sobie wzajemnie, większość żyje w zgodzie ze swoimi sąsiadami. Gniewne tyrady i agresywne uwagi wygłaszane przez obie strony to tylko pozory. Codzienne wspólne  życie obydwu nacji zrobiło swoje. W trakcie dłuższej rozmowy z Żydami i Arabami, z zaskoczeniem odkrywa się,  jak silna jest w nich wola osiągnięcia historycznego kompromisu, życia w spokoju obu stron.  Wypada mieć jedynie nadzieję, że perspektywa szarego człowieka, niezaangażowanego w politykę,  w końcu zwycięży i to ona zadecyduje o ostatecznym zażegnaniu wielopokoleniowego już konfliktu. Obywatele oczekują upragnionego spokoju, chętnie mówią o zakończeniu sporu, otwarcie wyrażając swoje poglądy.




Czy to się kiedyś skończy?
        

Jednak wola ludności wielu krajów, przede wszystkim Izraela i Palestyny, wydaje się być wobec rozpatrywanego tu konfliktu bez znaczenia.  Dlaczego? Po pierwsze dlatego, iż poza Izraelem i państwami arabskimi zaangażowane w nim jest wiele państw świata, poczynając od USA, przez kraje europejskie, na Rosji kończąc. Izrael i Palestyna stały się ofiarą rozgrywek politycznych na arenie międzynarodowej. Po drugie, rządzący tymi krajami są coraz mniej skłonni do negocjacji. Palestyńskie organizacje terrorystyczne, na czele z Hamasem wciąż atakują niewinnych Izraelczyków, zaś ci nie pozostają dłużni,  atakując Palestynę pod każdym pretekstem. Możemy jedynie mieć nadzieję, że któraś ze stron w pójdzie po przysłowiowy rozum do głowy. Raczej wątpliwe jest, że sytuację zmieni budowany przez Izrael, nieprzerwanie od 2002 roku, mur oddzielający państwo żydowskie od Arabów? Mur, który nie tylko na turystach robi  niezmiennie przygnębiające wrażenie.
     
Na koniec pragnę umieścić najważniejsze dane statystyczne, czyli liczbę ofiar po obu stronach. W czasie trwania całego konfliktu zginęło około 100 tysiąca osób, w tym ponad 90 tysięcy Palestyńczyków. Kto jest ofiarą, a kto katem w tym konflikcie pozostawiam ocenie każdego czytelnika…

Michał Jaworski

Zwaśnione narody


W trakcie obchodów pięćdziesiątej rocznicy zawarcia umowy, kanclerz Angela Merkel dziękowała Turkom za bogatsze i różnorodne życie Niemiec, jednocześnie podkreślając trudną wzajemną integrację. To właśnie oni są największa grupą obcokrajowców przebywających w Niemczech – około 3 mln nie do końca zasymilowanej ludności zamieszkującej bliski wschód.  Jedni narzekają na drugich, a tak na prawdę problem 
tkwi w…


Jak to się zaczęło?


Niemcy i Turcja współpracowali ze sobą jeszcze przed I Wojną Światową. Wysoki rozwój gospodarki  niemieckiej po II Wojnie Światowej sprzyjał sprowadzeniu taniej siły roboczej. W 1961 roku rządy Turcji i Republiki Federalnej Niemiec ratyfikowały umowę o częściowym otwarciu niemieckiego rynku pracy dla pracowników znad Bosforu. Bardziej opłacalne jednak było mieć stałych pracowników, niż co trochę ich zmieniać i szkolić. Turcy zaczęli się dorabiać, osiedlać na stałe, zakładać rodziny, a nie – jak planowano początkowo – po kilku latach wracać do ojczyzny. W przeciągu dekady liczba z ok. 7 tys. osób wzrosła do ok. 600 tys. po kolejnych dziesięciu przekroczyła 1,5 mln. Z biegiem lat Gastarbeiterzy (Arbeiter – pracownik, Gast – gość) przekształcili się w imigrantów legitymujących się niemieckimi paszportami. Na dzień dzisiejszy stereotypowy Turek chętnie korzysta z niemieckiej gościnności i nie wykazuje chęci do pracy.


Idee


Turcy mimo długoletniej obecności w Niemczech nadal są dyskryminowani i traktowani jako rasa gorsza. Odrębność kulturowa i podporządkowanie się pewnym żelaznym zasadom są powodami niezrozumienia. Dla muzułmanów najważniejsza jest rodzina. Mężczyzna jest jej przywódcą i obrońcą honoru, który jest niezwykle ważny. Niewiasta musi prowadzić cnotliwe życie, być posłuszna mężowi. Często nie ma wpływu na podejmowane decyzje. Turcy są religijni i zagorzale praktykują wiarę. Chcą budować i uczęszczać do meczetów. Wartości te często nie są zrozumiałe dla rodowitych Niemców, którym wyznawcy Allaha kojarzą się z fanatyzmem i dyskryminacją kobiet.
Jednak w większych miastach trafiają się ludzie majętni, wykształceni, którzy łagodniej egzekwują prawo – około 4% mniejszości. Mimo tego nadal są postrzegani jako obcy, niewykształceni, niebezpieczni i zapewne są do tego podstawy.


Turek – terrorysta?


Po zamachach na Word Trade Center w 2001 roku i incydentach terrorystycznych, chociażby w Londynie czy Madrycie, sytuacja muzułmanów w Niemczech pogorszyła się. Na pewno nie pomaga integracji skojarzenie Turków z terrorystami. Faktem jest, że liczba skrajnych wyznawców islamu wzrasta i wielu z nich dołącza do grup terrorystycznych. Jednak utożsamianie z nimi całej mniejszości może być krzywdzące. Nie wszyscy przecież chcą wywołać dżihad, ubierać kobiet w burki i zamykać je w domu.
W testach dla obcokrajowców starających się o naturalizację pojawiają się kontrowersyjne pytania – wskazujące na pewne uprzedzenia – dotyczące stosunku do demokracji traktowania kobiet np.: „Co myślisz o kobietach wychodzących na ulicę bez towarzystwa krewnego mężczyzny?”. Obrońcy testu tłumaczą, że chcą zidentyfikować zagorzałych narodowców, zaś sami Turcy odbierają to jako uprzedzenia, patrzenie na nich stereotypowo. Między dwiema nacjami tworzy się bariera.


Turcy nie są bez winy


Problem ten najlepiej przedstawia nieznajomość języka niemieckiego wśród Turków. Statystyki z 2010 roku pokazują, że nawet 1/5 muzułmanów nie umie posługiwać się tym językiem lub robi to słabo (wśród kobiet współczynnik jest znacznie wyższy). Taka nieznajomość mowy ma swoje konsekwencje w braku integracji i pogłębianiu jej. Robotnicy przyjeżdżający w latach sześćdziesiątych  przechodzili obowiązkowe egzaminy rekrutacyjne. Jak jest dziś? Przedstawiciele mniejszości żyją we własnych dzielnicach otoczonych tureckimi sklepami, bazarami, kawiarniami… Oglądają tureckie kanały, czytają tureckie gazety, mają tureckich znajomych, a i żony często sprowadzają z samej Turcji. Bywa, że w szkołach nawet 80% uczniów mówi po turecku. Tu pojawia się kolejny problem jakim jest…


Słabe wykształcenie


Tylko 14% osób posiada wykształcenie średnie i zdało maturę, a to i tak nie zawsze może zagwarantować jakąkolwiek pracę. W Berlinie około 45% Turków jest bezrobotnych i nie ma zamiaru zmienić tego, chociażby przez naukę języka.  Koło się zamyka, ponieważ nawet trudna sytuacja materialna nie jest w stanie przekonać ich do asymilacji z Niemcami.


Jak to będzie?


Problem jest poważny i żadna ze stron nie jest bez winy. Skoro Niemcy otworzyli granice dla ludności tureckiej to powinni zaakceptować ich zwyczaje, kulturę i nauczyć się żyć z nimi. Jeżeli Turcy przyjechali do Niemiec i są jej obywatelami powinni tak też się zachowywać. Dbać o wspólne dobro, z którego czerpią niewątpliwie korzyści, bo utrzymanie przez państwo bezrobotnych dużo kosztuje.


Czy to się zmieni? Być może dopiero wtedy, kiedy oba te narody przestaną mieć trywialną postawę względem siebie.


Marta Nowakowska 

GMO - Genetyczne Męczarnie Obywatela



Temat GMO w Polsce na dobre "rozgościł się" w debacie publicznej w sierpniu 2011 roku, kiedy to prezydent RP, Bronisław Komorowski, zawetował nowelizację Ustawy o nasiennictwie z 2003 r. Nowelizacja ta nie regulowała sprawy upraw modyfikowanych i nie zakazywała ich. Zawierała także przepis umożliwiający rejestrację odmian transgenicznych, co wzbudziło kontrowersje wśród ekologów, ale i zwykłych obywateli, niespokojnych o swoje zdrowie.  Ich obawy nie były bezpodstawne - długofalowe skutki spożywania żywności GM wciąż nie są znane, z racji stosunkowo krótkiej jej obecności na rynku (pojawiła się po roku 1986 w Stanach Zjednoczonych). Jednak Komorowski odrzucił ustawę nie z troski o dobro Polaków. Przedstawiciele Kancelarii wskazywali raczej na chaos prawny, jakie wprowadziłyby nowe przepisy, a sam prezydent oznajmił, iż "nie istnieją żadne naukowe dowody, które potwierdziłby negatywny wpływ GMO na ludzkie zdrowie". Zapowiedziano wprowadzenie zmian, bez określania konkretnego terminu. Opozycja z rozkoszą wyżywała się na projekcie (mimo, że ostatecznie przecież nie wszedł w życie). Co prawda, podkreślano dobro jednostki, jednak kwestia żywności transgenicznej stała się przede wszystkim orężem w walce między partiami politycznymi.


Sprawa GMO powróciła w listopadzie 2012. Wtedy to Sejm (230 posłów głosowało za, 202 - przeciw) uchwalił ustawę pozwalającą na obrót nasionami GMO. Nie uwzględniono w niej żadnej poprawki opozycji, w tym wniosku o odrzuceniu ustawy w całości czy zakazu stosowania modyfikowanego materiału siewnego. Ustawę krytykowała większość partii (PiS, SLD, Ruch Palikota, Solidarna Polska), poparła ją oczywiście Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe, a ówczesny wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak uspokajał opinię publiczną, twierdząc, że nowe przepisy pozwolą skutecznie zablokować "każdy przypadek, który mógłby wywołać szkodliwe konsekwencje." Równocześnie zaczęto na głos mówić o tym, jaki wpływ na sprawę GMO ma Unia Europejska.

Obok pozytywnego oddziaływania, jak np. wprowadzenie nakazu oznakowania produktów modyfikowanych na sklepowych półkach, polityka UE (a przynajmniej swoistego lobby pro GMO, jakie utworzyło się w Komisji Europejskiej) zdaje się skłaniać ku obecności żywności transgenicznej na rynku. Chodzi tu o sytuacje z 2010r., kiedy KE zaproponowała zmianę dyrektyw tak, aby kraje członkowskie mogłyby zakazać lub ograniczyć uprawy GMO bez odwoływania się do ryzyka dla zdrowia lub środowiska. Jednak propozycja ta utkwiła w Radzie UE, zablokowana przez wyżej wspomniane lobby.

Kwestię obecności w Polsce produktów GM rozstrzygnął ostatecznie Senat. 30 listopada 2012 r. przyjął on ustawę o nasiennictwie w wersji takiej, jaka wyszła z Sejmu - poparło ją 50 senatorów z PO i PSL, odrzuciło 29 - z PiS i Solidarnej Polski, 2 wstrzymało się od głosu. W ostatecznym kształcie w ustawie nie zakazano rejestracji i obrotów nasionami genetycznie zmodyfikowanymi, ale jednocześnie upoważniono Radę Ministrów do wydania rozporządzenia, które taki zakaz wprowadzi. Takie rozwiązanie, czy też unik, pozwoli Polsce uniknąć wysokich kar pieniężnych, jakie Unia Europejska nakłada na kraje członkowskie niechętnie poddające się jej dyrektywom o GMO.

Już na etapie uchwalenia ustawy przez Sejm, rosła frustracja i napięcie wśród Polaków, którzy nie chcieli żywności genetycznie modyfikowanej w swoim kraju. Niemałe poruszenie budził też fakt, że o zawartych w ustawie przepisach nie było zbyt głośno w mediach pokroju telewizji czy radia - wiadomość ta rozniosła się głównie za pośrednictwem Internetu. Zwykli "Kowalscy", ale i gwiazdy polskiego show-biznesu - wszyscy ci ludzie wyszli na ulice, by protestować przeciwko GMO.


Powyższy wykres obrazuje podejście Polaków do żywności transgenicznej. Jak łatwo odczytać, niemalże połowa badanych przez największą w kraju firmę badawczą PBS, zdecydowanie nie kupiłaby produktu zawierające składniki GM. "Raczej nie" dokonałoby tego zakupu nieco ponad 30% Polaków, co sumując przekłada się na to, że ponad 3/4 społeczeństwa (dokładnie 76%) wykazuje opory w stosunku do GMO. Mimo, że dane pochodzą z 2005 roku, tendencja anty GMO utrzymuje się na podobnej płaszczyźnie, o czym świadczą nowsze sondaże, jak ten z listopada 2012, przeprowadzony przez portal informacyjny tokfm.pl. Respondentom przedstawiono tezę : "GMO jest niebezpieczne dla ludzi i przyrody" i poproszono o wybranie jednej z trzech odpowiedzi.


W sondzie zagłosowało ponad 8 tysięcy osób. Nadal widać wyraźny brak zaufania do  produktów transgenicznych i nie zapowiada się, by miało to ulec zmianie - przede wszystkim ze względu na ciągły brak badań, które mogłyby wymiernie określić długofalowe skutki spożywanie żywności GM.

Kwestia GMO wzbudziła mnóstwo kontrowersji i jednocześnie stała się punktem wyjścia do dyskusji na temat kondycji Polski. Z jednej strony mamy obywateli, którzy potrafią zjednoczyć się, by walczyć o własne dobro, z drugiej - rząd, który nie tylko nie szanuje zdania Polaków (w sprawie żywności GM nie przeprowadzono np. referendum), ale ślepo wierzy w dyrektywy unijne, gubiąc przy tym racjonalizm i, przede wszystkim, ideały demokracji. W Polsce żywność transgeniczna stała się kroplą, a właściwie ziarenkiem zmodyfikowanej kukurydzy, które przelało (czy raczej przesypało) czarę goryczy rozczarowania rządem. 

Sonia Plisikiewicz

Życie 2.0


XXI wiek jest niebywale szybko rozwijającą się erą w dziejach ludzkości. Olbrzymie możliwości obecnej techniki oferują szeroką gamę wariantów w dziedzinach lecznictwa, elektroniki, szkolnictwa, administracji i wielu innych aspektach życia, bez których społeczeństwo nie będzie funkcjonować poprawnie. Jednak, jak w każdym przypadku, istnieje też druga strona tego medalu.

Kwestie techniczne


Bardzo dynamicznie rozwijający się rynek elektroniczny jest jednym z największych dobrodziejstw,  jak i narzędziem  samozagłady, które powoli zaczyna tykać i odliczać czas do wielkiego przewrotu. Coraz łatwiejszy, szybszy i tańszy sposób, w jaki użytkownicy komputerów mogą korzystać z zasobów sieci internetowej powoduje, że większość dziedzin życia zostaje poważnie zaniedbanych. Jeszcze 10 lat temu, gdziekolwiek się nie wyszło, zauważyć dało się wiele grupek dzieci, które hasały i bawiły się w różnego rodzaju gry i zabawy, a jedynym narzędziem do kreowania świata wirtualnego był ich własny mózg. Dziś sytuacja wygląda odwrotnie. Mózgiem dzieci i nastolatków stał się komputer. Wolą zastąpić bezpośrednie spotkania z rówieśnikami – czy to w celach rekreacji czy zwyczajnej wymiany zdań – na spotkania w sieci poprzez komunikatory i rozgrywki sieciowe, jakie oferują gry komputerowe. O szkodliwym wpływie zdrowotnym może poświadczyć wielu uczonych, którzy przez lata badają wpływ rozwoju techniki na „wygody” życia społecznego. Potwierdzić to także mogą sami poszkodowani, którzy spędzali (lub nadal spędzają) ponad 8 godzin dziennie przed monitorem. Wiele aspektów życia takich jak rodzina, edukacja, sport i rekreacja, a nawet świadomość rzeczywistości są poważnie zaburzone przez nadmierne używanie narzędzia jakim jest Internet.

Najczęstszym zjawiskiem uzależnienia w ostatniej dekadzie są gry sieciowe. MMOG (Massively Multiplayer Online Games), czyli gry sieciowe dla bardzo dużej ilości odbiorców jednocześnie, stały się główną przyczyną tego zjawiska. Z roku na rok obserwuje się niepokojący wzrost rubryk z napisem „Ilość użytkowników ONLINE” we wszystkich wypuszczonych na rynek tytułach gier MMO. Coraz bardziej powszechna chęć oderwania się od świata rzeczywistego, w którym człowiek nie odnosi wielu sukcesów w karierze czy w relacjach z rodziną, staje się powoli normą, niestety, akceptowaną przez społeczeństwo. Początkowe założenia wirtualnych gier były proste. Dostarczyć ludziom szybkiej rozrywki, bez zbędnych nakładów czasowych i pieniężnych, aby urozmaicić spędzanie wolnego czasu. Z biegiem lat sytuacja ta zmieniła się diametralnie: z niewinnej inicjatywy pomocy usprawnienia życia społecznego i rekreacji w olbrzymią maszynkę do zarabiania pieniędzy przez wielkie koncerny gier komputerowych, jak i potężne straty w zasobach ludzkich. Wielu ludzi coraz częściej wybiera rolę wirtualnego bohatera, który trudni się zabijaniem stworów, ulepszaniem swoich umiejętności oraz handlem wirtualnym towarem niż bierze w ryzy swoją karierę zawodową czy usprawnia stosunki z ludźmi w otaczającym nas świecie.

Kraina mlekiem i miodem płynąca...


Gry sieciowe nie cieszą się popularnością wśród licznych organizacji, które walczą o to, aby ludzie oderwali oczy od monitora, ale z całą pewnością cieszą liderów rynku elektronicznego we wszystkich oddziałach świata. Najlepszym przykładem na taką radość jest Azja. Billingi, jakie zaksięgowały światowe rejestry gospodarek krajowych, wychodzą już poza skalę w rubryce „Azja”. Od 1998 roku do czasów obecnych, gospodarka Korei Południowej zaobserwowała wzrost sprzedaży na rynku elektronicznym o przeszło 600%! Jest to nieprawdopodobny wynik zważywszy na to, że jest to młody dział rynku.

Można by przytoczyć wiele przykładów niesamowitych historii związanych z nałogowym graniem w gry sieciowe przez Azjatów. Mowa mianowicie o ludziach, którzy w swoich krajach uchodzą za celebrytów e-gamingu (zawodowe rozgrywki sieciowe). Liczne turnieje, na których zdobywają popularność poprzez pokonywanie kolejnych rzesz przeciwników, przynoszą im niebotyczne wynagrodzenia finansowe. Znajdzie się też miejsce dla osób, które grając po 72 godziny non-stop same skazały się na przykre konsekwencje. W wyniku odwodnienia, niedożywienia i zaniedbania podstawowych potrzeb fizjologicznych ZMARŁO już tylu ludzi, że wyniki można przedstawiać w tysiącach. Jak bronią się koncerny gier ? – My nie mamy wpływu na to, jak ludzie korzystają z naszych dóbr, które umieszczamy na rynku elektronicznym. Wszystko jest dla ludzi. Niestety niektórzy nie potrafią mądrze korzystać z zasobów Internetu. Wniosek jeden: Zysk ponad wszystko.

Tę sytuację można interpretować na dwa sposoby. Jest to świetny i dobrze rozwijający się sposób na naprawę gospodarki (przeważnie w małych krajach) jak i idealny sposób na zmarnowanie inteligencji młodego narodu.

Obecnie statystyki przedstawiają się następująco:

- Na świecie istnieje ponad 400 milionów AKTYWNYCH kont w różnych grach MMO;
- Ponad 130 milionów z tych kont regularnie wykupuje liczne bonusy, które pomagają usprawnić rozgrywkę;
- Najpopularniejszym sposobem grania w MMO jest tzw. F2P (Free to Play) – czyli krótko mówiąc rozgrywka darmowa, w której można nabywać rzeczy spoza przedstawionej oferty darmowej rozgrywki za prawdziwe pieniądze;
- Gry P2P (Pay to Play) – czyli rozgrywki, w których trzeba regularnie płacić abonament aby grać, nie odstają pod względem zarobku z samej gry od gier darmowych 
( F2P – 3,1 MLD $ , P2P – 3,4 MLD $);
- Sam przychód z gier MMO na świecie w 2012 roku wyniósł ponad 13 MILIARDÓW $;

Ukryta propaganda


Rynek gier sieciowych to nie tylko kwestie gospodarcze, społeczne i zdrowotne. Jest to świetne pole manewru dla polityków, którym zależy by w ten czy inny sposób, zachęcić ludzi do popierania poglądów, które sprzyjają danej partii bądź ugrupowaniu. Wiele się mówi o tzw. „przekazie podprogowym”, który mimo, że nie jest rejestrowany przez nas bezpośrednio podczas oglądania filmów i grania w gry, jest absorbowany podświadomie przez nasz umysł. Polega to na umieszczaniu przekazów w postaci notek, zdjęć i sytuacji, które pojawiają się na ułamki sekund przed naszymi oczami, na które często nie zwracamy uwagi, bo nasze oczy tego nie rejestrują. Badania wykazały, że po próbnym teście wykonanym już we wczesnych latach XX wieku, na podstawie filmu, którego projekcję przeprowadzono na niewyselekcjonowanej widowni, sprzedaż produktów, które były krypto-reklamowane podczas przekazu, wzrosła o ponad 25 %. Obecnie prawie wszystkie państwa demokratyczne oraz te o poglądach skrajnie ograniczających tę wolność, wypierają się takich praktyk. Istnieje nawet wiele ustaw, które zabraniają takich przedsięwzięć. Jednak jak to sprawdzić? Póki co, analiza tego zjawiska jest niemożliwa ze względu na brak naukowych potwierdzeń.

Jeśli reklama skierowana w docelowego widza nie ma prawa bytu przez zakazy, wielkie firmy szukają innych sposobów. Obecnie największym koncernem, który zajmuje się tematyką historyczną gier komputerowych jest Activision. Spod rąk pracowników tej firmy wyszły takie znane tytuły jak Call of Duty, cała seria gier spod znaku Total War jak i wiele innych gier, które opierają się na konfliktach międzynarodowych na przestrzeni wieków. Przykładowo: promowanie w tych grach sposobu, w jaki oddziały amerykańskich Marines walczą o pokój na świecie, wskazuje jakie są założenia polityków, którym bardzo zależy aby świat miał taki właśnie pogląd na wszelkie interwencje zbrojne wojsk.  Jeśli człowiek choć trochę interesuje się genezami konfliktów zbrojnych, doszuka się w nich wielu wątków, które jednoznacznie świadczą o tym, że wojna w obecnych czasach to nie walka o pokój i wolność,  a zbrojne wtargnięcia wrogich wojsk na teren państw bogatych w złoża zasobów naturalnych. Wojna to świetny biznes. Ludzie tracą życie, a politycy zarabiają na tym krocie.


Summa summarum


Jak wynika z przedstawionej analizy problemu, dzisiejszy świat, który pędzi w niesłychanym tempie, powoli zatraca się w sobie. Rynek elektronicznych multimediów zaczyna przejmować większość światowego rynku, generując niebotyczne dochody. Sama liczba portali, na których gracze handlują wirtualnym ekwipunkiem czy walutą płatniczą z gier sięga tysięcy, a sumy, za jakie są przeprowadzane transakcje sięgają już dziesiątek tysięcy. To mówi samo za siebie: że ludzie wolą przedłożyć problemy życia rzeczywistego, skupiając się w 100% na świecie wirtualnym, gdzie nie grozi im żadna krzywda fizyczna. Jedynie uszczerbek psychiczny oraz skutki długofalowe, które spowodują wiele problemów zdrowotnych, na pewno zbiorą żniwo w przyszłości, jeśli nie zmienimy swoich nawyków.

Interaktywna rozrywka – dobrodziejstwo dla wielu czy niebezpieczne narzędzie, które jest umiejętnie wykorzystywane przez największe firmy tego globu? Im więcej ludzi, tym więcej teorii. Jedyną dobrą radą jest zachowanie wstrzemięźliwości i rozsądnych rygorów, które nie spowodują, że nie zatracimy się w tym pustym, pozbawionym emocji świecie wirtualnym.


Marcin Morkowski

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Wojna domowa w Syrii

Początek

 

Wiosną 2011 r. arabskimi krajami Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu wstrząsnęły wydarzenia nazwane publicystycznie „arabską wiosną ludów”. Doprowadziły one do zmian władzy i obalenia dotychczasowych wieloletnich reżimów – w Tunezji, Egipcie i Libii. Początkowo wydawało się, że podobny będzie przebieg wydarzeń w Syrii. W tym jednak państwie sytuacja przybrała inny, dramatyczny obrót – doszło do krwawej, wciąż trwającej wojny domowej, która pochłonęła już tysiące ofiar. Wojna domowa w Syrii nieprzerwanie trwa od 2011 roku, a dokładnie od 26 stycznia, kiedy to miały miejsce pierwsze protesty. Samo powstanie wybuchło 15 marca, jako konsekwencja wielotysięcznych demonstracji w różnych syryjskich miastach. W reakcji na demonstracje władze syryjskie nakazały siłom bezpieczeństwa krwawo tłumić powstanie. W wyniku tych działań śmierć poniosły setki cywilów na terenie całego kraju. Powoli także nasilało się niezadowolenie społeczeństwa, dlatego syryjski rząd 29 marca 2011 roku podał się do dymisji. Natomiast już 21 kwietnia zniesiono stan wyjątkowy obowiązujący w kraju od 1963.

Tło historyczne - naszkicowanie i przebieg konfliktu 


Rodzi się pytanie: Co stało się przyczyną konfliktu, który wstrząsnął całym światem? Najprościej można powiedzieć, że są to dwunastoletnie rządy prezydenta Baszara al-Asada, syna syryjskiego dyktatora Hafiza al-Asada. Jednak samo tło konfliktu zostało nakreślone dużo wcześniej. W Syrii od 1963 roku nieprzerwanie obowiązywał stan wyjątkowy. Jego wprowadzenie spowodowało w szczególności ograniczenie praw i swobód obywatelskich, a syryjski rząd tłumaczył to pozostawaniem w stanie wojny z Izraelem. Było to najlepsze rozwiązanie, ponieważ stan wojenny w praktyce nie został zniesiony, natomiast w skuteczny sposób zawieszał swobody zawarte w konstytucji. 

Pierwsza rewolucja miała miejsce już w 1970 roku, kiedy to władze sprawowała Partia Baas, czyli Odrodzenie, na czele z Hafizem al-Asadem, który rok później został prezydentem. Asad zabronił działalności partiom opozycyjnym, a u szczytu sześcioletniej islamskiej rebelii, czyli w 1982 roku prowadził politykę spalonej ziemi w stosunku do miasta Hama, ze względu na to, że było ono punktem sunnickiego oporu.

Przeprowadzono działania wojenne polegające na zniszczeniu wszystkiego, co może być przydatne dla strony przeciwnej. Niedługo po tym, bo już 3 lutego tego samego roku, nastąpiła masakra miasta z użyciem broni chemicznej. Jak szacuje Komitet Praw Człowieka zginęło wtedy ok. 40 tyś. osób. Gwałtowne protesty miały także miejsce w 1999 roku w mieście Latakia, kiedy to zaistniała możliwość reelekcji obecnego prezydenta kraju. Jednak w 2000 roku Hafiz al-Asad zmarł. Na prezydenta wybrano jego syna Baszara. Jednak aby tego dokonać należało wcześniej zmienić konstytucje w taki sposób, by dopuszczała kandydatów na fotel prezydenta od 34 roku życia. Kolejne zamieszki miały miejsce już w 2004 roku. Podczas jednego z meczów w marcu 2004 w mieście Al-Kamiszli, Kurdowie wnieśli na stadion własną flagę, wobec czego siły bezpieczeństwa otworzyły ogień do kibiców, mordując ok. 30 osób.

Jak wiadomo rodzina Asada wyznaje alawizm, który jest odłamem szyizmu. Wyznawcy tego nurtu stanowią zaledwie 7 proc. całej społeczności kraju. Jednak, od przejęcia władzy przez Hafiza al-Asada, piastują najwyższe stanowiska w państwie. Przez szyitów uznani za muzułmanów, ale wśród sunnitów zdania są podzielone - wielu uważa ich za niewiernych. Prócz tego terytorium kraju zamieszkują także chrześcijanie stanowiący 10 proc. społeczeństwa. Jednak ich prawa są znacznie ograniczone, ze względu na dominacje religii islamskiej. Oficjalnie mówi się, że Syria nie jest państwem wyznaniowym i nie posiada religii państwowej. Stąd rodziło się i rodzi wiele konfliktów na tle religijnym. Dodatkowo Syria za rządów Asadów borykała się z wieloma problemami społeczno-ekonomicznymi. Odnotowywano stopniowe pogarszanie się warunków życia. Zmniejszono pomoc państwa na rzecz biednych, nie respektowano wolności handlu, a brak wsparcia dla lokalnego przemysłu doprowadziło do bezrobocia zwłaszcza u młodych Syryjczyków. Ponadto ciągle słychać o uchodźcach przechodzących na turecką stronę.


Syryjski atak na tureckie miasto oraz zrozumiały odwet Turcji to najpoważniejsze dotychczas ostrzeżenie, że coraz brutalniejsza wojna domowa w Syrii może wywołać konflikt regionalny.



Dodatkowo w Syrii notorycznie łamano prawa człowieka. Utrzymanie stanu wyjątkowego pozwalało na liczne aresztowania czy represje w stosunku do opozycjonistów. Panował monopartyjny system polityczny, a wybory były czystą fikcją. Dyskryminowano kobiety oraz mniejszości narodowe. 31 stycznia 2011 roku prezydent Baszar al-Asad obiecał przeprowadzenie reformy państwa. Jednak społeczeństwo było już zmęczone ciągłymi obietnicami i wzięło sprawy w swoje ręce. Kiedy wiadomo było, że powstanie przerodzi się w coś większego zaczęto mobilizować siły. Powołano do życia Wolną Armię Syrii (WAS), która miała za zadanie chronić syryjskich demonstrantów. Zrzeszała dezerterujących żołnierzy z armii Baszara. Jej przywódcą został Rijad al-Asad. Był to początek zbrojnego ruchu oporu wobec rządów prezydenta. Rozpoczęły się walki na terenie całego kraju, które przerodziły się w wojnę domową.


Dzieci w konflikcie 

 

Raport Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych z 12 czerwca 2012 roku wskazuje, iż siły rządowe nie cofały się nawet przez zabijaniem 10-letnich dzieci. Specjalna wysłanniczka ONZ ds. Dzieci w konfliktach zbrojnych Radhika Coomaraswamy powiedziała w rozmowie z BBC, iż spotkała się z relacjami, które wskazywały na używanie małych dzieci jako żywych tarcz. Jednakże nie tylko strona rządowa jest winna jest cierpieć dzieci.

Rebelianci wcielają dzieci do swoich oddziałów w roli żołnierzy. W listopadzie 2012 roku Human Rights Watch informowało, iż dzieci wykorzystywane są przez rebeliantów w roli pomocy, jak również bezpośrednio w walce. 14-latkowie mieli być wykorzystywani w kilku brygadach do transportu broni i wyposażenia oraz wartowania. Natomiast 16-latkowie brali już udział bezpośrednio w walkach. 

Zgodnie z Konwencją o Prawach Dziecka przyjętą przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych dnia 20 listopada 1989 roku osoby poniżej 15 roku życia nie powinny brać bezpośredniego udziału w walkach zbrojnych. Również przyjęty w lipcu 1998 roku statut rzymski Międzynarodowego Trybunału Karnego określa używanie w walce dzieci poniżej piętnastego roku życia za zbrodnię wojenną.


Jak rozwiązać konflikt? 

 

Obecnie wojna domowa wciągnęła nie tylko niemalże wszystkich obywateli państwa, ale także państwa sojusznicze, czy organizacje pozarządowe. Wkroczenie obcych wojsk w Syrii, może stad się początkiem interwencji. Jednak Rosja uparcie twierdzi, że wojskowa ingerencja jest niezgodna z międzynarodowym prawem. Władze domagają się pokojowego rozwiązania konfliktu. Dlaczego? Rosyjscy eksperci przypominają, że Moskwa nie jest zainteresowana międzynarodową interwencją w Syrii, ponieważ na terenie tego kraju znajduje się jedyna rosyjska baza okrętów wojennych na Morzu Śródziemnym. Takie samo stanowisko przyjęły Chiny. Przyczyną są prowadzone interesy gospodarcze z Syrią. Chodzi m.in. o pozyskanie złóż ropy naftowej dla prężnie rozwijającego się kraju. Militarna interwencja mogłaby mieć negatywny skutek wobec tych działań. Za pokojowym rozwiązaniem konfliktu opowiedziało się także ONZ. Ówczesny Sekretarz Generalny, Kofi Annan negocjował zawieszenie broni w ramach planu pokojowego. Miało ono odbył się 12 kwietnia 2012 roku. Jednak codziennie odnotowywano naruszenie broni, a z biegiem czasu liczba ofiar zaczęła przekraczać stan sprzed planu pokojowego. Z czasem ogłoszono upadek planu Annana. Rozpoczęto zbrojne operacje. Podobnym tropem szedł Lakhdar Brahimi, wysłannik ONZ ds. Syrii. Jednak i jego pokojowy plan zakończył się fiaskiem. Został on tylko poparty przez Iran, który uważał go za jedyna szansę dla Syrii.


Kiedy myślano nad rozwiązaniem, które będzie przeprowadzane drogą pokojową, inne państwa mobilizowały siły. Prezydent USA Barack Obama, oraz premier Wielkiej Brytanii David Cameron ostrzegli syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada, że jeśli użyje broni chemicznej przeciwko siłom opozycji, to narazi się na "konsekwencje". Kraje te zagroziły w tym przypadku wojskową interwencją. 


Za podobnym rozwiązaniem konfliktu opowiedział się także prezydent Francji Francois Hollande. Stwierdził, że interwencja Zachodu będzie rozległa i druzgocąca w przypadku użycia przez reżim broni masowego rażenia. 6 stycznia 2013 roku miała miejsce przemowa prezydenta Baszara al-Asada. W trakcie wystąpienia opozycjonistów nazwał terrorystami i agentami państw zachodnich. Przedstawił również własną inicjatywę pokojową, która nawoływała do zaprzestania zbrojenia bojówek przez podmioty międzynarodowe i zakończenia "operacji terrorystycznych". Po spełnieniu tych warunków Asad zaproponował zorganizowanie konferencji pojednawczej "z udziałem tych, którzy nie zdradzili kraju" oraz utworzenie nowego rządu. Jego inicjatywa została odrzucona przez opozycję i szeroko skrytykowana w świecie zachodnim.


Podsumowanie - Czyli jak dzisiaj ma się wojna domowa? 

 

Dokumentacja wojny domowej w Syrii była niezwykle trudna, gdyż do strefy konfliktu ograniczony dostęp mieli dziennikarze, w związku z restrykcjami, którym wraz z organizacjami międzynarodowymi podlegali w Syrii. Toteż w pełni obiektywny obraz konfliktu, był niemożliwy do uzyskania. Media opierały się głównie o raporty źródeł powstańczych. Codzienne informacje z frontów podawało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka w Londynie oraz Lokalne Komitety Koordynacyjne, które zliczały i dokumentowały ilość ofiar. Własny obraz konfliktu kreowały źródła reżimowe. Niezależne organizacje pozarządowe dokumentowały zbrodnie wojenne dokonywane w Syrii i opisywały sytuację humanitarną.

Jak sytuacja wygląda obecnie? Powstanie w Syrii, które wybuchło na fali arabskiej wiosny na początku 2011 roku, jest wielką masakrą dokonującą się na oczach świata. Liczba ofiar zbliża się do tragicznego bilansu śmierci w czasie wojen bałkańskich. Po blisko dwóch latach wojny domowej żadna ze stron nie zdołała uzyskać zdecydowanej przewagi i zakończyć krwawego konfliktu. Z jednej strony wspomagane przez zachodnie rządy oddziały rebeliantów oraz członkowie al-Kaidy, a z drugiej wspierane przez Rosję, Chiny oraz Iran prorządowe wojska Baszara al-Assada toczą zaciekłe walki o najmniejsze nawet miasta dokonując przy tym zbrodni przeciw ludzkości. Sześćdziesiąt tysięcy zabitych, wielu nieodwracalnie okaleczonych, osierocone dzieci, torturowani ludzie - to dotychczasowy efekt krwawej wojny domowej w Syrii, gdzie rebelianci już prawie dwa lata temu rzucili wyzwanie reżimowi prezydenta Baszara al-Asada. Najbardziej przykrym faktem jest to, że giną niewinne dzieci.

"Bum, prosto w plecy, koniec marzeń,
Pourywane ręce, nierozpoznawalne twarze,
Chcesz?
Pokażę Ci śmierć,
Prawdziwy ściek."
O.S.T.R



Łukasz Matusiak