Ciepłe, jesienne popołudnie. Chwila
oddechu. Upragniony powrót do domu. Kilkugodzinna rutyna idzie w zapomnienie.
Korki coraz mniejsze. Niczym niezmącony spokój. Nagle ogromny trzask, krzyk,
pisk opon, kałuża krwi - utracone życie. Życie, którego nikt już nie
zwróci. Chwila nieuwagi. Zawahanie. Spóźniona reakcja. Odebrała to co
najcenniejsze.
"We
wtorek jechałam z rodzicami samochodem do szkoły. Miało odbyć się zebranie
studniówkowe. Było to koło godziny siedemnastej. Zatrzymaliśmy się na
skrzyżowaniu, ponieważ zapaliło się czerwone światło. Spojrzałam w prawo i
zauważyłam młodą kobietę, która zemdlała. Podbiegł do niej mężczyzna, pomógł
jej. Kiedy odwróciłam wzrok w lewą stronę zobaczyłam ciężarówkę. Stała po całej
długości pasów. Przed leżało ciało kobiety, właściwie jej korpus. Natomiast
nogi, całkowicie zmiażdżone, znajdowały się pod kołami tira. Część do pasa
leżała już poza przejściem. Na - wnętrzności i mózg, który zobaczyłam jako
pierwszy. Po kilku sekundach zjawiła się policja. Zabezpieczyli cały
obszar. Kierowca siedział
oszołomiony w samochodzie." - tak
relacjonuje Martyna. Naoczny świadek zdarzenia.
Cała sytuacja rozegrała się w poniedziałek,
15 października 2012 roku. Godzina 16:45. Skrzyżowanie ulic Bielska -
Jachowicza, Płock. Z niewiadomych przyczyn w alejach Jachowicza pojawił się
wyładowany po brzegi 24-tonowy tir. Jest to o tyle dziwne, bo samochody
ciężarowe mają bezwzględny zakaz poruszania się w centrum miasta. Auto
dojechało do skrzyżowania z ulicą Bielską z zamiarem skrętu w prawo.
Kierowca miał zielone światło. Tego samego koloru lampkę mieli piesi
przechodzący przez "zebrę" na Bielskiej. Ciężarówka zatrzymała się,
by przepuścić przechodniów. Następnie ruszyła. Pech chciał, że w tym samym
momencie na przejście weszła młoda, bo zaledwie 32-letnia, kobieta. Kierowca
DAF-a nie miał najmniejszych szans, żeby ją dostrzec, gdyż przechodziła tuż
przed jego maską. Kabina w tego typu autach znajduje się wysoko. Kolos
zahaczył o nią lewą stroną, wciągając pod przednie koło. Samochód po prostu
przejechał po kruchym ciele. Co gorsza! Kierowca nie zauważył faktu, że coś
jest nie tak i kontynuował jazdę. Zatrzymał się dopiero, gdy ludzie w
przerażeniu zaczęli krzyczeć i biegli w stronę kabiny. Do tego czasu przejechał
jeszcze kilka metrów ze zmiażdżoną dziewczyną pod kołami. Ciało zostało
dosłownie rozerwane na strzępy. Nie miała szans. Chwilę później zjawiły
się służby specjalne, otoczyły płachtą całe miejsce zdarzenia. Ciało było
w takim stanie, że zarówno policja jak i straż przez kilka godzin nie była w
stanie wydobyć go spod kół. Kolejny świadek, Dawid, relacjonuje to w ten
sposób: "Kiedy dotarłem na miejsce stała już policja. Funkcjonariusze
działali w pośpiechu. Zasłaniali cały obszar parawanami. Następnie zablokowali
ulicę. Wokół tłum gapiów, tak samo ciekawskich jak ja - tym - co się tu
zdarzyło. Zacząłem dokładnie się przyglądać. Zauważyłem, że coś jest pod
tirem. Z opowiadań dowiedziałem się, że była to kobieta. Podchodząc trochę
bliżej zobaczyłem masę krwi. Wnętrzności leżały na ulicy. To była
jakaś totalna maskara! Policjanci wchodzili pod samochód, badali co i jak.
Chwilę później przyjechała ekipa z zakładu pogrzebowego. Zaczęli zbierać
szczątki. Kierowca musiał ruszać do przodu i cofać by móc wyciągnąć
pozostałości po kobiecie. Całe oględziny trwały półtorej godziny. Z tego co
mówili ludzie wywnioskowałem, że kobieta miała czerwone światło i chciała
szybko przebiec przez ulicę. Szczerze? Nie wydaje mi się. To raczej kierowca
zawinił. Zwyczajnie jej nie zauważył. A kiedy spostrzegł, że jest na pasach nie
zdążył zareagować."
W
mieście zawrzało. Tir nie miał prawa tam się znaleźć. Ludzie alarmują:
"Kierowcy ciężarówek w nosie mają zakazy. Policja ich nie kontroluje. Czy
w końcu ktoś zwróci uwagę, że tiry terroryzują miasto?" - mówi jeden z
mieszkańców Płocka.
Jedno jest pewne! Gdyby tira tam nie było,
nie byłoby też tragedii. Tak się składa, że ciężarówki faktycznie nie powinno
tam być. Samochody o takiej masie mają bezwzględny zakaz poruszania się w
centrum miasta. Rodzi się pytanie: dlaczego auto pojawiło się w tym
miejscu? Odpowiedź jest prosta. Tiry jeżdżą jak chcą a policja nic z tym nie
robi. Kierowcy, w jak najprostszy, najszybszy sposób chcą pokonać trasę.
Nie zważają na zakazy. Czasem lepiej zapłacić kilka stówek mandatu,
niż nadrabiać masę kilometrów. Jednak Płock jest miastem o ogromnej sieci
monitoringowej. Dlaczego tego nie wykorzystuje? Dobre pytanie...
"Tak, kierowca ciężarówki, pod której
kołami zginęła piesza, nie miała prawa znaleźć się w centrum. Niezależnie od
rozstrzygnięcia w sprawie wypadku, odpowie za złamanie tego zakazu" -
przyznaje rzecznik płockiej policji Krzysztof Piasek. Odpiera jednak zarzuty
płocczan w sprawie tirów. Zapewnia, że w komendzie problem znają i ciężarówki
przejeżdżające przez miasto sprawdzają. - "Okazuje się, że większość z
nich ma prawo wjechać. Zmierzają do Orlenu albo innej płockiej firmy, albo z
nich wyjeżdżają. A te, które do miasta nie miały prawa wjechać, karzemy z całą
surowością." Jak widać niedokładnie. Tiry jeżdżą po mieście jak po własnym
ranczu. My widzimy tego skutki - niewinna osoba ginie przez bezmyślność służb.
Tak
naprawdę na wypadek składa się cała masa czynników. Po pierwsze policja, która
pozwoliła 24-tonowej, wyładowanej po brzegi ciężarówce wjechać do samego centrum
miasta. Winny jest też kierowca, który nie zachował należytej ostrożności. I
niestety, ale winna jest też sama kobieta. Bo nie ukrywajmy, piesi nie są
święci. Niektórym wydaje się, że gdy jest zapalone zielone światło można z
pełnym zaufaniem wejść na ulicę, a w razie czego samochód wyhamuje w mgnieniu
oka. Prawda jest taka, że należy mieć oczy dookoła głowy i
zachować pełną ostrożność przy przechodzeniu przez pasy. Rozejrzyjmy
się kilka razy. To tak niewiele a może uratować nam życie. I nie tylko nasze
ale też innych. Dlaczego tak mówię? Bo kobieta ta była w 8 miesiącu ciąży -
zginęły dwie osoby, nie jedna.
Łukasz Matusiak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz